Wyjątkowy przypadek Jima Sparksa

Wyjątkowy przypadek Jima Sparksa

Recenzja książki Sparks Jim, The keepers. An Alien Message for the Human Race, Wild Flower Press 2008

Podczas gdy większość badanych przez badaczki i badaczy przypadków scenariuszy uprowadzeń zawsze frustrowała powtarzaniem w nieskończoność bardzo podobnych sytuacji, nieco tylko rozwijając w czasie scenariusz (albo nigdy tego nie robiąc), jeden przypadek jest po prostu inny. Od zawsze wyobrażenie naszego kontaktu z inną, bardziej zaawansowaną cywilizacją ociera się o koncepcję szkoły z nami jako uczniami, nimi nauczycielami. Przeżycia doświadczanych sprawiały jednak wrażenie powtarzania bez końca pierwszej klasy, czasem, rzadko, przejścia do drugiej i tylko tęsknego zerkania w korytarz, z którego widać wejścia do siódmej klasy. Aby było dziwniej – właśnie scenariusz szkolny stał się udziałem Jima Sparksa. Szkoły trudnej i nieprzyjemnej, ale ostatecznie wynagradzającej wysiłek ukończeniem kursu.

Nienajlepszy uczeń

Jim Sparks był niczym niewyróżniającym się Amerykaninem lat 80-tych, aż został wyróżniony. Ten dobrze prosperujący biznesmen, szczęśliwy mąż i spełniony obywatel włoskiego pochodzenia nigdy nie przeżył niczego dziwnego, aż dziwny scenariusz wciągnął go w siebie. W niektóre noce coś przybywało po niego i zabierało go do dziwnej sali, przed świtem przywracając go do łóżka, każąc rano walczyć z resztkami paraliżu i zmęczeniem. Jakaś siła sadzała go na metalicznej ławce przed ekranem na tajemniczej ścianie z mniejszym urządzeniem w dłoni, które dziś określilibyśmy jako tablet – ekranem do pisania. Ta siła oraz istoty, które były jej źródłem, żądali od Jima nauki ich alfabetu. Zgodnie z tym, co moglibyśmy wyobrazić sobie na temat magicznej szkoły, dziwne symbole odzwierciedlające nasze litery zaczęły się pojawiać na dużym ekranie, Jim zaś wbrew swej woli był zmuszany do odtwarzania ich na swoim tablecie. Jego bunt skutkował bólem i niedotlenieniem, kooperacja – wrażeniem rozkoszy i błogości. Ten upokarzająco „laboratoryjny” system kara/nagroda nie stłumił w nim włoskiej przekory i woli walki. Niejednokrotnie usiłował w różny sposób przeciwstawić się swoim gnębicielom, m.in. uderzając w ich sprzęt.

 

Początkowo jego porywacze byli ukryci, dopiero po pewnym czasie wyłonili się z bezcielesnej obecności, przyjmując postać Szarych dwojakiego rodzaju – bardziej popularnych Robotników i rzadszych Nadzorców. Zachowanie Robotników, których wygląd mocniej odwzorowywał archetyp Szarego-Zety, przekonało Jima, że są to istoty w jakiś sposób sztuczne i ograniczone – wykonujące zadania Nadzorców bezrefleksyjnie. Tych drugich odbierał z kolei jako istoty o ogromnej charyzmie, przytłaczającym autorytecie i ulotnej gracji. Przedstawili mu się jako Gwiezdny Lud, co go rozsierdziło. Trudno się temu dziwić, bo i cóż to znaczy?

Kosmiczne jaja

Znaczącą część relacji Sparksa zajmują boleśnie wiarygodne elementy rozpadu jego codzienności. Przede wszystkim oddalenie się od żony Teresy. I to z powodu innego niż w przypadku jego dalszej rodziny i kolegów. Nie ze względu na niewiarę w jego doświadczenia, wręcz przeciwnie: ze względu na wyparte jej w nim uczestnictwo. Według Sparksa Teresa raz tylko – niejako „przyłapana” przez niego w obcej przestrzeni – przyznała się do kontaktu z istotami nazywani przez nią jej „Pomocnikami z Nieba”. Niezdolność do mówienia o tym została w niej uwarunkowana jednak tak mocno (przez czynnik zewnętrzny lub nią samą), że jest gotowa nawet podważyć prawdomówność swojego męża, by uniknąć zakazanej czynności. Sparks zresztą ze swadą opisuje to zdarzenie w trakcie komedii pomyłek, gdy jest mu przypisywane albo opętanie albo dragi.

 

W końcu, zaszczuty jak zwierzę, ucieka przed swoimi nauczycielami, kryjąc się po motelach i pijąc na umór. Wszystko na nic. Pogodzony z nieuchronnością scenariusza, wraca do swojego domu. Gdy sąsiad wyraża zaniepokojenie jego zbolałym wyglądem (jest wychudzony, zarośnięty i generalnie coś z nim nie-teges), macha tylko ręką, stwierdzając „obcy”. Jest to zresztą wstęp do kolejnej próby ratowania go przed demonami, tym razem m.in. przy pomocy jajek zakopywanych w jego ogrodzie jako bariery dla diabelskich sił. W przeciwieństwie do ekscentrycznych prób „pomocy” podejmowanych przez jego znajomych, wyjątkowo bolesne dla Jima było kompletne i aprioryczne odrzucanie jego historii przez rodzinę, jak to u Włocha, zwłaszcza przez czułą w innych przypadkach matkę. Tym bardziej znaczącym momentem jest pod koniec książki jej przyznanie się do uczestnictwa w scenariuszu, według niej mającego łagodny przebieg. Istoty go przeprowadzające nazwała „Miłymi Doktorami”.

Scenariusz zmodyfikowany

Jim doświadczył tych samych zbijających z tropu zjawisk, co inni uprowadzeni w podobny sposób. W jego mieszkaniu (lub w motelu, gdzie przebywał) pojawiały się kule światła, holograficzne sowy, wkraczali do nich przez świetliste portale (jak na Stardust Runch) Szarzy, w naszej trójwymiarowej przestrzeni niezdarni – Jim jednak nie podjął próby dekapitacji. Pobierano od niego nasienie przy pomocy maszyny osnutej obrazem holograficznej ludzkiej kobiety – szczególnie rozwścieczające przeżycie dla kogoś, kto wyrzekając się literatury ufologicznej, nie zdawał sobie sprawy, że to standardowa procedura Szarych.

 

Doświadczył też typowych zjawisk towarzyszących scenariuszom, jednak w sposób nieco odmienny, co mogło dać mu wgląd za kulisy całego spektaklu. Po pierwsze swoje przeżycia pamiętał w 90 procentach. Po pewnym treningu był w stanie świadomie doświadczyć transportu ze swojego pokoju do przestrzeni innych, raz utykając na trochę w „między-świecie”. Widział wtedy (i czuł jednocześnie) i swój pokój, i obcą klasę.

 

W ten sam sposób został przynajmniej 2 razy przetransportowany do ludzkich hangarów, gdzie widział i ludzki personel i Szarych oraz technologię, którą oceniał jako ziemską – opracowywaną na bazie przekazanej technologii przybyszy i ukrywaną. Widział też ludzi pracujących ramię w ramię z kosmitami. Był uczony nie tylko alfabetu, ale i poruszania przedmiotów za pomocą myśli – w czym upatrywał klucza do technologii „tak zaawansowanej, że wydającej się magią” – była sterowana myślą Gwiezdnego Ludu.

 

Została mu także w serii obrazów zaprezentowana jego linia genetyczna męska wstecz, aż do czasów dzikich małpoludów z sawanny. Widział „siebie” – przypuszczalnie jako swojego męskiego przodka – w czasach II wojny światowej, boomu przemysłowego XIX wieku, w średniowiecznej karczmie i na polu, w senacie starożytnego Rzymu. Widział siebie również w wersji obcej – częsty element scenariusza opisywany przez Karlę Turner, mający sugerować jego pochodzenie od Gwiezdnego Ludu, przynależność do niego lub bycie przezeń wyprodukowanym.

 

Na początku było słowo

Rysunek Jima Sparksa

 

Zdecydowanie jednym z najbardziej zapadających w pamięć doświadczeń Jima Sparksa, zresztą opublikowanym w Polsce na łamach czasopisma „UFO”, jest prezentacja właściwości gwiezdnego pisma, którego go uczono. Pewnego razu na głównym ekranie wyświetlono mu historię życia jego bliskiego przyjaciela, obfitującą w szczegóły nie do uzyskania bez wglądu w jego świadomość i przyszłość. Tekst po angielsku zajął ok. 20 stron. Następnie ten sam tekst – słowo w słowo – zaprezentowano w wariantach zapisu gwiezdnym pismem. Ta sama szczegółowa historia zajęła 2 strony, następnie pół, aż w końcu została oddana… jednym znakiem. Nie trzeba dodawać, że była to prezentacja szokująca i wynagradzająca lata udręki wtajemniczeniem w fascynującą nową rzeczywistość. Jim zresztą w ciągu lat zmienił nastawienie do swoich edukatorów, zaczął oczekiwać nowych elementów scenariusza z ciekawością, być może ta wewnętrzna transformacja zawtórowała zewnętrzną.

 

Zmiana

Po 6 latach agresywnego zniewalania Jim został zaproszony (nie-zabrany) na pokład świecącego obiektu przez Szarego przebranego w za duży prochowiec i gangsterski kapelusz. Było to pierwsze doświadczenie Jima, podczas którego nie dość, że zachował kontrolę nad własnym ciałem, to jeszcze jego wolna wola została uznana przez istoty dotąd mu jej odmawiające. Nawet do szczególnie nielubianego poboru spermy zachęcano go erotycznymi VRS zaczerpniętymi z jego fantazji.

 

Z wolna pozwolono mu też poznać inne elementy kultury nieludzkiej poza szkołą. Zapoznał (jak wielu uprowadzonych) hybrydy Szary/człowiek (w tym swoją rzekomą córkę), widział dziesiątki stołów z wyłączonymi ciałami czekającymi na nie-wiadomo-co. Wreszcie został poproszony o asystowanie przy masowym uprowadzeniu, w trakcie którego trzy kilkunastoosobowe grupki ludzi zostały podjęte przez trzy majestatyczne dyski i edukowane w sprawie ekologicznej katastrofy, którą ludzkość bezmyślnie realizuje na Ziemi. Jimowi przypadło zadanie uspokajania roztrzęsionych doświadczeniem – zgodne z przydziałem zadań tzw. „bliźniąt” (ludzi mających życie jedno tu – w codzienności, drugie tam z nimi) z pracy Michelle LaVigne, Porwani. Jak radzić sobie z istotami pozaziemskimi. Jej autorka opisała zadania przydzielane przez transwymiarowych Zetów ludziom wyzbytym strachu przed spotkaniami z nimi w stosunku do tych wciąż więzionych przez swoje negatywne emocje.

 

W którymś momencie lat 90-tych Jim odczuł zmianę w swoich doświadczeniach. Zaczął obserwować dziwne obiekty na florydzkim niebie za dnia i być przenoszony do Innej Przestrzeni w inny, łagodniejszy sposób. Kulminacją tej zmiany, w której upatrywał „przejęcia go” przez inną grupę istot, było nocne spotkanie w lunaparku, na które pozwolono mu przylecieć, łagodnie szybując w powietrzu. Odbył tam rozmowę z kilkoma zakamuflowanymi w kształty ludzi smoczymi/reptoidalnymi humanoidami (na jego prośbę ukazali mu się w swej „prawdziwej formie”), którzy przyznali, że taki a nie inny modus operandi (kontakty z poszczególnymi jednostkami w sekrecie) został na nich wymuszony przez ziemskie rządy, które w zmiana za technologię zobowiązały się do ratunku planety przed ekologiczną katastrofą, lecz złamały porozumienie. Istoty zastrzegły, że ich ujawnienie się mogłoby nastąpić tylko na bazie całkowitej amnestii, czyli niewyciągania żadnych konsekwencji wobec tych, którzy dotąd odmawiali społeczeństwom wiedzy o kosmicznym kontakcie.

 

Rysunek Jima Sparksa


Przesłanie

Całość złożonego i ewoluującego doświadczenia Jima Sparksa prowadzi do ogólnoludzkiego przesłania o sytuacji katastrofy planetarnej, w jaką Ziemię w latach 90-tych coraz szybciej wpędzała ludzka chciwość i bezduszność. Jest to poruszające, że w wyniku scenariusza uprowadzenia z lat 90-tych XX wieku w jednej z najpopularniejszych książek (a podówczas to był dochodowy temat) zawarte są wskazówki, jak bez niszczenia klimatu może żyć każdy czytelnik. O których to wskazówkach dopiero dziś, gdy widać pierwsze oznaki planetarnej zapaści, mówią media głównego nurtu.

 

Jest coś budującego w tym, że fundamentem i rdzeniem przeżyć, które wydawały się być horrorem dla tysięcy ludzi, może nawet „cichą inwazją” lub pożytkowaniem ludzi na cele rozpłodowe, jest w gruncie rzeczy pozytywne, proludzkie przesłanie. I że udało się to objawić jednemu z nas – uprowadzonemu i męczonemu właśnie przez szereg tych samych, koszmarnych tortur. Tak jakby jego męka została nagrodzona.

 

Co prawda sam Jim wielokrotnie podkreśla, że udział obcych w nakłanianiu ludzi do zmiany trybu życia i świadomości klimatycznej jest podyktowanych ich własnymi interesami, w ostatecznym rozrachunku nie ma to jednak znaczenia. Może – tak jak sugerowały badania Johna Macka, który zresztą był zafascynowany przypadkiem Johna Sparksa – de facto najważniejszym w całym problemie tzw. uprowadzeń było nie to, czego one/oni od nas chcą, lecz co my z tych spotkań sami wyniesiemy. A trudno sobie wyobrazić bardziej proludzki przekaz, niż chęć zadbania o nasz świat. Bez względu na to, czy ów świat pochodzi od kosmitów, czy nie. Niezależnie od tego Jim Sparks zaangażował się w propagowanie tego szczytnego celu, który, jak pokazały nadchodzące dekady, stał się dla nas największym wyzwaniem na kosmiczną skalę. Godnym nawet zainteresowania kosmitów. Czy to istniejących gdzieś tam, czy w naszych głowach.

 

Trans formacja

Podobnie jak inni prześladowani przez obcy terror w XX wieku m.in. Sherry Wilde (patrz: ZAPOMNIANA OBIETNICA – tekst w przygotowaniu), Jim deklaruje, że przeszedł z fazy bycia pobranym do bycia równoprawnym łącznikiem. Nie pisze jednak, jak to się stało i czy uzyskał lepszy wgląd w poszerzony kosmos, np. na bazie LSM. Stwierdza jedynie, że spotkał ludzkich podróżników z przyszłości bliższej (setki lat) i dalszej (tysiące lat). W pewnej sprzeczności z tym stwierdzeniem stoją jego sugestie, że sami Szarzy mogą być nami z przyszłości, którzy ewoluowali w formy skarlałe tak pod względem fizycznym, jak i emocjonalnym m.in. z powodu utraty kultury opartej na spożywaniu posiłków. Taka koncepcja z kolei jest w zupełnej sprzeczności z LSM. Fenomen hybryd i uprowadzeń o „klasycznym” przebiegu tłumaczy pobieraniem i umieszczaniem w ludzkiej populacji obcych komponentów – sprowadzając ludzkość niejako do rezerwuaru innej – wyższej inteligencji.

 

Jedyny taki Jim

W odbiorze książek pisanych przez doświadczanych jednym z ciekawych aspektów jest kontekst kulturowy, w którym osadzają oni swoje przeżycia. John Edmonds przedstawił się jako filmoznawca, konfrontując to, co mu się przydarzyło, z filmami i serialami, które widział – życie na Ranczu Stardust przyrównywał do losów bohaterów Archiwum X. Whitley Strieber przed napisaniem swojej na dobre i na złe bigger than life książki Communion, pochłonął całą literaturę ufologiczną, którą następnie zmiksował ze swoją niemałą wiedzą z dziedzin socjologii, psychologii, ezoteryki etc. Dał się porwać rozważaniom, które poznały miliony czytelników i czytelniczek Communion, i dla których jest to pozycją obowiązkową. Karla Turner odradzała swoim podopiecznym przesadne zaczytywanie się w literaturze o ufologicznych przejściach, by „nie zanieczyścić” odbioru ich własnych doświadczeń. Do motywacji dokładnie tym samym embargiem przyznaje się Jim Sparks. Parokrotnie przypomina czytelnikowi, że nie zna ani literatury ufoversycznej ani SF.

Nie bez powodu bowiem jego historia ma więcej wspólnego z dobrym SF, niż z przejściami innych doświadczanych – tak, z Withleyem na czele. Zanim nastąpiła Epoka Łącznikowa i nim przekaz o rozwoju ludzkości jako rasy i jednostek oraz o ratowaniu środowiska ziemskiego stały się dość powszechne, doświadczani tonęli we fragmentach układanki obcego świata, zawsze mając za mało elementów, by zacząć nawet układać ramkę.

Jim jest wyjątkowy. Przeszedł edukację, nabrał umiejętności i rozwinął w sobie „moce”, został wtajemniczony i dopuszczony, wreszcie wybrany, by głosić uniwersalny przekaz. Przy tym w swej historii nie powiela banalnych elementów znanych z SF. Za to w tej spójnej i unikalnej opowieści wplecione są te dziwactwa, które tak zbijają z tropu poszukiwaczy obcych cywilizacji. Przechodził przez ściany (brudząc pokój), w jego mieszkaniu materializowały się sowy i Szarzy, przenosił się do pozornie ludzkiego hangaru, nawet doświadczył wizji feniksa (mitycznego ptaka – wcielonego symbolu śmierci i odrodzenia oraz Słońca) – nieodłącznie wiążącego się z, również fundamentalną, sprawą Betty Andreasson.

Scenariusz Jima Sparksa w swej unikalności nie separuje go od tysiąca innych scenariuszy uprowadzeń. Przeciwnie – wplata się w ten tajemniczy ścieg inną nicią, ale tworząc tę samą tkaninę. I podczas gdy doświadczenia innych zdawały się wręcz z nich drwić brakiem celowości, on mógł dodawać im poczucia ukrytej za absurdem sensowności. Kierował uwagę nie na hybrydy, płody i gwiazdy, ale na nasz mały, bezcenny świat i na to co my – a nie oni – możemy zrobić.


Leave a Comment

Scroll to Top