Oni już tu są (ale kto i gdzie?) – część III

Oni już tu są (ale kto i gdzie?) – część III

Recenzja pozycji: Scoles Sarah, They Are Already Here: UFO Culture and Why We See Saucers, Pegasus Books 2020

Czar od-ludzia

Wracając do poszukiwań serca amerykańskiego UFO-ruchu, Sarah Scoles odwiedza pustkowia i pustynie, przechadza się po tłocznym festiwalu kosmitów w Roswell, obozuje w otulinie niedostępnej Strefy 51, wygląda UFO ze słynnej w Stanach uficznej wieży obserwacyjnej w stanie Colorado – kolejnej Mekce i Medynie UFO-wyglądających od 2000 roku. Każde miejsce hierofanii (jakby je nazwała Pasulka, czyli gdzie następuje lub nastąpił kontakt sfery ziemskiej z nieziemską) odznacza się wspólnymi determinantami: odludne otoczenie z dala od cyfrowego szumu cywilizacji, związek z amerykańskim mitem założycielskim pionierów – niegdyś na Zachód (po trupach rdzennych Amerykanów), dziś bardziej humanitarnie w Kosmos – i ekstremalnie ludyczno-kiczowaty charakter związanych z nim festynów i jarmarków.

UFO rozrywka, UFO biznes, UFO cepelia. Dla Amerykanów "kosmiczna tradycja" stała się tym czym dla nas góralszczyzna made in china.

Zachodzi podejrzenie, że każdy ufolog czy ufolożka zwątpiłaby w sens zajmowania się tematem po doświadczeniu konkursu przebrania piesków za kosmitów i inne popkulturowe stworki, który jest składową roswelliańskich harców. Nie zachęca do celowania wysublimowanej technologii w nieskończoność wszechświata wystawka swoistych wotów dla kosmitów otaczająca wieżę obserwacyjną, w skład której wchodzi gumowy E.T. i inne figurki z filmów. Zresztą ich wpływ na całe ufoversum jest niemniej mocny i niezbywalny jak ufologii na Hollywood. Sarah słusznie zauważa, że w młodości o tajemniczym zjawisku UFO dowiadujemy się ZA pośrednictwem filmów luźno na nim bazujących, jak właśnie E.T., Dzień Niepodległości i tysiąc podobnych, od małego karmieni odpowiedzią: It’s aliens.

UFO-pieski to chyba najbardziej rozczulający element opisywanej UFO-kultury (czy też UFO-cyrku). Kiedy udaje się w kosmos nie można zapomnieć o swoim ulubieńcu!

Autorka poświęca niemało miejsca charakterystyce osób, które nie tylko odwiedzają UFO-sanktuaria, lecz którym zdarzyło się w nich zamieszkać i je pielęgnować, m.in. właściciela gospody Little A’Le’Inn u przedsionka Zakazanej Strefy 51. Który okazał się być „równym gościem, stopami na gruncie, czujnie zerkającym w niebo”. Podobnie jak doświadczony okoliczny traper i organizator strefowej turystyki. Osobnik ten lapidarnymi komentarzami ucina podejrzenia o bycie mitomanem czy cwaniakiem. Obserwacje czegoś nad strefą, co wydaje się nieznane i technologiczne, podsumowuje: „być może właśnie widziałeś coś super-tajnego”. Wykpiwa też pasażerów samolotów obserwujących uprawy rolnicze o okrągłych kształtach typowych dla Midwestu myślących, że to lądowiska kosmitów. Są to innego rodzaju „kręgi zbożowe”, dokładniej lucerny…

Na mapie Midwestu nie brakuje kultowych punktów, które odwiedzć powinien każdy UFO-maniak. Bar Little A'le'Inn jest uż jednym z szacowniejszych. Czy i odwiedzają go kosmici w trakcie urlopów? Warto sprawdzić samemu.

Nie zawsze do od-ludzia ich przyszłych mieszkańców przyciągnął metafizyczny zew czy UFO-mania. Najczęściej po prostu tak wypadło. Osoby o trudnym życiorysie, sponiewierane przez los poznajdywały spokojne przytułki, w których zajmują się czymś niekoniecznie traktowanym jak religijna misja. Sarah zwraca uwagę na to, że są to często osoby nieufne, lecz po przełamaniu lodów serdeczne, inteligentne, z poczuciem humoru i nastawione na drugiego człowieka. Często doświadczone (w uficznym sensie), lecz nieprzekonane co do natury swoich doświadczeń („nie wiem, co widziałem”). Troszczące się o siebie i przyjezdnych, którzy wyrwawszy się z miastowej bieganiny, na moment mogą w sposób pstrokaty i przaśny przeżyć chwilę wytchnienia gdzieś na obrzeżach absolutu.

 

Nie przepuszcza też Autorka okazji do zabawnych anegdot. Jak ta o owianej złą sławą czarnej skrzynce pocztowej stojącej pośrodku pustkowia przed zakazaną krainą Strefy 51 ergo kojarzoną z nią i obfotografowywaną i obserwowaną, a także napełnianą różnymi przesłaniami od poszukiwaczy Prawdy o Kosmitach. W istocie należała do zupełnie niekosmicznego farmera (niejakiego Steve’a) mieszkającego parę mil dalej. Skrzynkę ustawił przy drodze dla wygody dostawcy. Ale gdyby przeczytał całą strefową korespondencję, która przyszła do jego skrzynki zamiast do bazy wojskowej, mógłby chyba otrzymać honoris causa od UFO-kultury amerykańskiej przełomu wieków i na zawsze zniknąć w lochach rzeczonej bazy…

"Czarna skrzynka" stała się nieodzownym rekwizytem UFO-popkultury. Jak "czarny budżet", "ciemny rząd" i "ciemne sprawki". Jej zawartość z ostatnich dekad (zostawiana przez szukających kontaktu w "ciemną kliką" obywateli) mogłaby posłużyć za niezły materiał do analizowania amerykańskiego zeitgeistu

RazeM UFO Nam nie zwieje. MUFON i jego koleje

Scoles porusza się swobodnie w przestrzeni pasulkowego profanum, bezlitośnie i zasadnie punktując jego rażąco nieprofesjonalny wystrój. Konferencje, sympozja, panele i zebrania przypominają zjazdy klasowe lub kółka zainteresowań. Na dodatek umiejscawiają się w kojarzonej z nimi zabudowie szkół i salek wykładowych, ewentualnie uzbrojonych w lichej jakości głośniki i rzutniki. Materiały im poświęcone napastują wzrok kiczem i amatorszczyzną. Zresztą nawet organizacje o niby-wyższym standardzie i poziomie nigdy nie wyrzekły się dziecinady graficznej. Przykładem niech będzie wielki wizerunek kosmity na budynku Bigelowa, w którym powstawały jego „naukowawe” projekty badawcze.

Będzie. Będzie zabawa. Będzie się działo. I kosmitów będzie nam mało!

Największa, „najbardziej prestiżowa” i najszacowniejsza amerykańska organizacja ufologiczna: MUFON zasługiwałaby na osobne opracowanie. W ujęciu Scoles jest typowym osiadłym na fundamentach gmachem wzniesionym z niedopatrzeń i nadużyć spajanych ze sobą zaprawą naprawczą, niemającą jednak wpływu na ostateczny kształt. Organizowane przezeń spotkania z „ludem” – mające na celu zebranie nowych raportów i poszerzenie bazy kontaktów, może rekrutację nowych „agentów” – przypominają konwenty tematyczne bez krztyny oprawy sugerującej profesjonalizm. Jak zebrania jubileuszy roczników licealnych odbywają się w salach lekcyjnych, zaś uczestnikom są zadawane naiwne pytanie przywodzące na myśl talk-show dla niewymagających. Akceptowane są wszelkie poglądy wynikające ze wszystkich rodzajów doświadczeń – od dziwacznych po ekstremalne, oparte na czystej wierze lub „wiedzy” z Internetu.

Czy to MUFON tropi UFO?

Poziom kierowniczy MUFONu to inna nisza zachowań niezdrowych i niekonstruktywnych, szkodzących upadającej renomie organizacji. Ilość zeznań na temat wzajemnego podgryzania się, blokowania polityk okręgowych przewodniczących, podbierania sobie tematów i różnego rodzaju kuluarowo-międzypersonalnego, nieeleganckiego zachowania prawdopodobnie zbliżyłaby się do ilości zgromadzonych raportów. Na dokładkę otwartość i elastyczność badawczą blokuje doktrynerstwo i typowy dla zaśniedziałej instytucji intelektualny marazm – w tym wypadku celebrujący wyświechtaną teorię o pozaziemskiej inteligencji (przylatują kosmici z innych planet). MUFON zazdrośnie też strzeże „swoich” przypadków i danych przed niezrzeszonymi badaczami, nie siląc się na grzeczność. Jakby powyżej wymienionych kłopotów było mało, skandale towarzyszą aktywności w mediach społecznościowym prominentów MUFOńskich, wśród których zdarzyły się i incydenty rasistowskie.

 

Nic dziwnego, że taką stabilną tylko na pierwszy rzut oka (a może i nie) strukturę nietrudno Scoles ośmieszyć i wypunktować. Jakość badaczy zjawiska nie musi jednak świadczyć o jakości samego zjawiska.

 

Przynajmniej chcę w to wierzyć…

Prawda o obserwatorium astronomicznym

Jednym z ciekawych przypadków, gdzie czynniki oficjalne i narowisty Internet kreują swoje odmienne wersje rzeczywistości (z lekka tylko osadzone na faktach), jest kwestia nagłego i tajemniczego zamknięcia 7 września 2018 roku przez Federalne Biuro Śledcze obserwatorium astronomicznego w Sunspot w niezmordowanym Nowym Meksyku. Brak satysfakcjonującego wyjaśnienia stał się po raz kolejny nawozem dla błyskawicznego wzrostu teorii o wykryciu kosmitów, która zaowocowała treścią książki lub filmu Contact. Większość z tych teorii była żartobliwa, pobrzmiewało w nich jednak echo, że „coś jest na rzeczy”. Mieszkańcy miasteczka, czyli pracownicy obserwatorium zostali wywiezieni przez federali w nieznane miejsce.

 

Zaintrygowana sytuacją Sarah zarzuciła plecak na nawykłe do noszenia go ramiona i ruszyła sprawdzić, co się dzieje. Dotarła do opustoszałego miasteczka zaludnianego na co dzień przez obsługę obserwatorium – zżytą drużynę astronomów i osób o pokrewnych astronomii zawodach. W tym samym czasie do tego samego „miasteczka duchów” dotarł tropiący ślady teorii spiskowych streamer. Nasza Autorka pokręciła się po okolicy, streamer przeprowadził kilka nudnawych streamów, nie zostali zatrzymani, ofuknięci, zastraszanii, przesłuchani.

Sunspot. Czy w słonecznym punkcie doszło do Contactu?

Dopiero po pewnym czasie na stronach FBI pojawiło się wyjaśnienie: wykrycie laptopa pobierającego i przechowującego znaczny zasób dziecięcej pornografii w obserwatorium. Przedstawiona chronologia zatrzymania miasteczka nie spina się z rzekomymi etapami śledztwa i wzbudza podejrzenie o kolejną zasłonę dymną i utajanie (jakiejś) prawdy.

 

Czy są jakiekolwiek przesłanki, że sensacja z Sunspot miała cokolwiek wspólnego z pozaziemskimi istotami? Nie ma. Czy UFO-entuzjastom są one potrzebne? Nie. Czy działania czynników oficjalnych przeciwdziałają rozkwitowi dzikich teorii? Wręcz przeciwnie.

 

Prawda i fałsz przestały mieć znaczenie w przypadku incydentu Sunspot i innych, które można znaleźć w sieci. Scoles podsumowuje to syntetycznie:

 

Czy rząd ukrywa dowody na istnienie kosmitów? (Niemal) na pewno nie.

 

Czy rząd coś ukrywa? Na pewno tak.

Moc internetu napędzanego popularnym trendami zmienił malowniczo położone obserwatorium astronomiczne w tygiel spisków, tajemnic i kosmicznych wydarzeń. Wyobraźnia zawsze była mocniejsza od percepcji. Nie wiadomo, czy pobliski urząd pocztowy odegrał w kosmicznym incydencie kluczową rolę.

No a istoty?

Sytuacja ufologii pierwszej połowy A.D. 2023 rodzi istotne pytanie o próbę redefinicji podejścia do wszystkich UFO-kontaktów innych niż to „coś na niebie”. Pomijanie, bagatelizowanie lub świadome wykluczanie całej spuścizny Ery UFO dotyczącej relacji ludzi z „kosmitami”, także na pokładach UAPów, w innych stanach świadomości, wymiarach czy w baśniowej krainie poszerzonego kosmosu wydaje się podstawowym problemem w przyjęciu nowej struktury pojęciowej, mającej zaowocować rewolucją w badaniu spektrum ufologicznego. Nie bez przyczyny hynekowska rozbudowana gradacja spotkaniowa w 3/5 odnosi się do jakiejś formy kontaktu z jakąś formą nieludzkich bytów w najczęściej kosmicznej konwencji.

 

TTSA, Elizondo, a także doświadczeni ufolodzy i ufolożki wiążący nadzieję z „Miękkim Odtajnieniem” omijają ten niebagatelny temat łukiem szerokim jak ekliptyka. Nie bez racji twierdząc, że nie przysłużyłby się on „uprawdopodobnieniu realności UFO w mainstreamowych mediach dla szerszego społeczeństwa”, jak przyznaje sama Leslie Kean, architekta ujawnienia nagrań Pentagonu z 2017 roku i tajnego dotąd programu AATIP. Jednak oddani badacze i entuzjaści mają prawo czuć się zawiedzeni. Tłumaczenie uduchowionego Greera, że „porwania przez nieprzyjemnych kosmitów” to tylko hipnotyczne psikusy agencji rządowych mających obrzydzić Ziemianom naprawdę-dobroczynnych-ducho-obcych zbijają z tropu każdego, kto ma niejakie pojęcie o skali tego zjawiska w latach 90. Nie wytrzymuje krytyki traktowanie problemu uprowadzeń tylko jako agencyjnego przygotowania do zaaranżowania fałszywego ataku z kosmosu celem przejęcia większej kontroli i zasobów.

Imprint UFO-popkulturowy przeciętnych Amerykanów jest tak głęboki, że przelatując samolotami nad uprawami zastanawiają się, czy to nie znaki od kosmitów, kręgi zbożowe jakiegoś rodzaju... Dla mieszkańców miast sprawy kosmitów stały się bliższe niż rolnictwo.

Jak do „kosmitów” odnosi się Sarah? Nie ucieka od nich, a to już coś.

 

Przede wszystkim – podążając za pasulkowym postrzeganiem UFO jako neoreligii – zauważa, że ludzie mają tendencję do zastępowania kosmitami przejawów boskich, aniołów, wysłanników etc., zresztą też tradycyjnie przybywających z nieba. Co jednak z doświadczeniami spotkań z nimi face to face (i bliższymi)? Sarah zwraca uwagę na eksperymenty przeprowadzane w stanie deprywacji sensorycznej w pojemnikach odcinających zmysły od wszelkich bodźców. Ludzka świadomość, której odebrano kontakt z „zewnątrz”, wydaje się móc nawiązać go w zastępstwie z „wewnętrzem”. Scoles przywołuje ciekawy przypadek, gdy biorący udział w tego typu eksperymencie naukowiec nagle (w swojej kapsule) spotkał kosmitów i otrzymał od nich liczne przesłania, nie mające nic wspólnego z jego wiedzą czy zainteresowaniami. Sprawiały zatem wrażenia pochodzenia od kogoś innego niż on sam.

Zapis tego wyjątkowego kontaktu pozostaje bez rozstrzygających wniosków. Zwraca jednak uwagę na istotne stałe spotkań ludzi z bytami „skądś”.

 

1. Odbywają się w stanie zmienionej świadomości, uzyskiwanej również za pomocą deprywacji sensorycznej.

 

2. Są właściwe transowym stanom dawnych szamanów, joginów i wtajemniczonych kultur przedempirycznych.

 

3. Uprowadzenia przez kosmitów garściami korzystają z bogactwa pamięci doświadczającego go – w tym ze wspomnień niedostępnych świadomości.

 

4. Ogólnikowość przesłań „obcych” wydaje się być osadzona w codziennych tematach, z których utkana jest tkanina wiedzy powszechnej, podprogowo i masowo przekazywana przez środowisko życia doświadczanych.

 

Wszyscy najlepsi specjaliści ds. uprowadzeń z Karlą Turner, Jacquesem Valee i Johnem Mackiem zgadzali się, że „odbywają się” one na skrzyżowaniu naszego normalnego postrzegania i transmutacji świadomości, zagłębienia się w podświadomość (co jest też nieodległe twierdzeniom Stevena Greera). Jest to trop badany i poddawany obecnie eksperymentom o stopniu zaawansowania dotąd niedostępnym (z uwzględnieniem wpływu na ludzką świadomość bodźców dotąd mało zbadanych – infradźwięków, elektromagnetyzmu etc.).

 

Rozważania Scoles, podobnie jak powyższe analizy, nie przyniosły jak dotąd syntetycznych wyjaśnień.

Szukać prawdy, ale jak? Wierzyć, ale w co?

Jednym z najważniejszych tematów i jednocześnie upiorów prześladujących całą UFO-społeczność (od profesjonalnych badaczy po internetowych entuzjastów) jest notoryczne przepychanie się na czoło zasady, którą można by określić „wnioski przed analizą”. Nie jest to bolączka tylko rozpartych na leżakach poszukiwaczy Bliskich Spotkań Piątego Stopnia, którzy przywołują astralnych mistrzów z wyższej wibracji. Albo tylko obwieszonych high-techowym sprzętem domorosłych szpiegów okupujących wzgórza na obrzeżach swojej umarzonej nevadzkiej Strefy, gotowych w każdym momencie rozpocząć streama, gdy tylko cokolwiek nadleci. Liczni, zasłużeni i doświadczeni ufolodzy dawali się wodzić za nos lub wpuszczać w maliny, niekiedy publikując wnioski przed analizą. Zdarzyło się to nawet Leonardowi Stringfieldowi i Stantonowi Friedmanowi – tytanom mrówczej pracy detektywistycznej. Obaj mieli też dość godności i standardu etycznego, by się ze swoich twierdzeń wycofać.

 

Scoles jako przykład ogromnego tąpnięcia ufologicznego środowiska wywołanego niesprawdzonym „dowodem” przypomina rzucenie się badaczy Roswell jak byka na czerwoną muletę na słynne slajdy z rzekomą obcą istotą, która okazała się być mumią z początków XX wieku. Skrupulatnie i słusznie wypominając długotrwałe pulsowanie Internetu wokół przełomowych ujęć, nie wspomina jednak, że osoby odpowiedzialne za przedwczesne zaawizowanie sensacji po jej klapie opisały z detalami cały proces mailowej komunikacji na rzeczony temat i rozliczyły się poniekąd z niezaspokojonych nadziei.

Trzeba przyznać, że widok amerykańskiego rolnictwa robi "kosmiczne" wrażenie 🙂

Jednak łatka łatwowierności środowiska pozostaje i jest utrwalana nowymi warstwami kleju. Wzbudza zrozumiałe wątpliwości co do całego przedsięwzięcia pt. „Miękkie Odtajnienie”, kiedy zasłużony i doświadczony ufolog Jeremy Corbell zamieszcza w sieci jako autentyczne i wypuszczone przez Pentagon smartfonowe ujęcie zrobione z pokładu niszczyciela USS Omaha 15 czerwca 2021 roku obiektowi, który po niewymagającej analizie okazał się samolotem rejsowym. Czy wyżej wymieniony ufolog okazał się naiwniakiem, czy jest kretem w UFO-świecie wywiadu? Może po prostu „chciał wierzyć” w dobre intencje złych facetów? Tego nie stwierdzimy, niemniej inne hasło z nieśmiertelnego Archiwum w podziemiach gmachu FBI dotyczące zaufania jest dziś niemniej aktualne niż zawsze – trust no one.

 

Ludzie „chcą wierzyć”. Wychowana przez mormonów Sarah Scoles wie o tym aż za dobrze. Nauka dowiodła tego ponad wątpliwość i jest gotowa do kolejnych wyzwań. I może to archetypiczny Mulder obecny w duszy chyba każdego UFO-fana Archiwum X „chce wierzyć” i nie ma wątpliwości, że „prawda gdzieś tam jest”, ale to właśnie nauka archetypicznej Scylly ma siłę i możliwości określić, czym owa prawda w istocie jest.

Scroll to Top