KARLA TURNER I JEJ (WSZECH)ŚWIAT – część I

Copyright by Emergence Magazine

KARLA TURNER I JEJ (WSZECH)ŚWIAT – część I

Recenzja książek: Turner Karla, Into The Fringe: A True Story of Alien Abduction,

BookRefine Publishing 2018. First edition 1992.

Oraz

Turner Karla, Taken: Inside the Alien-Human Abduction Agenda,

BookRefine Publishing 2018. First edition 1994.

Część I: Przewodniczka pobranych (Taken) po obrzeżach rzeczywistości (Into the Fringe)

 

Czy istnieje status supergwiazdy ufologii? Myślę, że można tak uprościć sposób traktowania pewnej grupy badaczy, korzy uzyskali taki rozgłos i renomę w latach 90-tych, czyli w apogeum Epoki Uprowadzeń, że ich poglądy i prace na temat fenomenu zaczęły kształtować jego postrzeganie, popkulturę z nim związaną i masowy przekaz na jego temat. Listę supergwiazd UFO pewnie każdy (i w każdym regionie) zajmujący się Ufoversum uzupełniałby o swoje nazwiska. Jednak kilka wydaje się na niej nieodzownych. Z Epoki Spotkań Hynek i Valee (ich klasyfikacja relacji po dziś dzień jest najskuteczniejszą metodologią ufologii). A z Epoki Uprowadzeń Mack, Hopkins, Jacobs i Strieber, kolejność przypadkowa. Co wyróżniało tę czwórkę spośród legionu badającego uprowadzenia i piszącego o nich? Przede wszystkim sukces komercyjny ich książek, który sprawił – mówiąc w uproszczeniu – że do dziś w masowej wyobraźni scenariusz uprowadzenia wygląda tak a nie inaczej. Ich koncepcje okazały się najtrwalsze, jednak w latach 90-tych nie były wcale najważniejszymi szkołami badania uprowadzeń i nie wyczerpywały tematu.

Niech to wygląda na przypadek, że w cieniu tych zasłużonych nazwisk badaczy pozostają nazwiska wybitnych badaczek Epoki: Fiore, Clear, Druffel i Turner. Dwie fundamentalne pozycje tej ostatniej, dr Karli Turner, wypada przypomnieć. Zostały zresztą ostatnio wznowione i zainteresowanie nimi nie słabnie w kontekście przemyśleń badaczki na temat istoty zjawiska UFO oraz jej uwagi poświęcanej tym aspektom scenariuszy uprowadzeń, które – niestety – bywały pomijane przez najbardziej wpływowych. Najczęściej przyczyną takiego stanu rzeczy była aprioryczna klasyfikacja, w której niektóre elementy historii uprowadzeń albo to pasują do koncepcji autora kręcącej się wokół pewnej grupy w miarę pasujących do siebie fragmentów, albo gorzej: które są ZA dziwaczne, by historie te uprawdopodobnić masowemu odbiorcy. Nie można do tego typu zachowania przykładać codziennej miarki moralnej i merytorycznej. Dotyczyła ona bowiem nie tylko informowania o badanym zjawisku, ale i próby poinformowania społeczeństwa o jego istnieniu, podczas gdy oficjalna nauka przekonywała o jego nieistnieniu, niezależnie od jego charakteru.

Turner przyjęła prostą zasadę, pisała o wszystkim, na co doświadczane jej pozwoliły, i o swoich doświadczeniach także, była bowiem jedną z nich. Pozostała szczerą i bezkompromisową kronikarką wszystkiego, co spotykało ją i pobierane pozostające pod jej opieką, aż do przedwczesnej śmierci, która urwała jej badania. Mimo że minęło od niej już ponad 20 lat, jej obserwacje i konkluzje są dziś wciąż aktualne. Może nawet bardziej niż wówczas pasują do wycinków poszerzonego kosmosu, który staramy się poznawać.

W MOIM ŻYCIU COŚ SIĘ DZIEJE

Na początku należy bezwzględnie podkreślić potrójną linią, że dr Turner NIE walczyła w żaden sposób z poglądami na zjawisko uprowadzeń z Mackiem, Jacobsem, Hopkinsem czy Strieberem. Przeciwnie – trzech z nich (oprócz Jacobsa) wprowadziło ją w świadomość możliwości poszerzonego kosmosu. W jej pierwszej książce Into the Fringe, która ma w dużej mierze formę pamiętnika-relacji z odkrywania, że jest się pobieraną, opisuje, jak kolejne kontakty z tymi prominentnymi badaczami odsłaniały w jej umyśle kolejne kurtyny zaprzeczania i uzbrajały ją w pojęcia umożliwiające identyfikację fenomenu, którego stała się uczestniczką.

Whitley Strieber swoją super-popularną Wspólnotą (którą Turner czytała) uświadomił czytelniczkom i czytelnikom, że dziwne – z pozoru nie pasujące do siebie – paranormalne przypadki towarzyszące im od dzieciństwa, zwłaszcza związane z nocami, często owocujące bezpodstawnymi pozornie fobiami mogą mieć jeden UFO-mianownik.

Nie do przecenienia jest słynna okładka Wspólnoty przedstawiająca twarz Szarego/Zety – obraz tak sugestywny, że sam w sobie odpowiada za spust wybuchu tłumionych wspomnień u tysięcy lub dziesiątków tysięcy doświadczanych.

 

Budd Hopkins swoimi publikacjami i odczytami (w których Turner brała udział) zwrócił zainteresowanym uwagę na zjawisko zagubionego czasu, co – podobnie jak okładka Wspólnoty – wyzwalało wspomnienia takich zbijających z tropu sytuacji u tysięcy lub dziesiątków tysięcy doświadczanych.

To Hopkins „spopularyzował” Szarych jako głównych realizatorów scenariuszy uprowadzeń i postawił w centrum owych scenariuszy syndrom uprowadzanych płodów, z których owi Szarzy mieli hodować hybrydowe dzieci. W pewnym sensie był czołowym malarzem obrazu przedstawiającego solidny i wysublimowany obraz obcego projektu hodowlanego.

Jacobs z kolei ugruntował poczucie zagrożenia i infiltracji. Podczas gdy pozycje jego „poprzedników” już malowały sytuację ludzkości w ponurych barwach, ten badacz wybrał gęstą czerń infiltracji, dominacji, kontroli i beznadziei. Istoty obecne w scenariuszach uprowadzeń bez problemu przemieniały się w ludzi, co było tylko jedną z wielu sztuczek umożliwiających im rządzenie Ziemią. Wątek udziału ludzi w pobraniach nie bez powodu dla wielu doświadczanych był bardziej rozdrażniający i przerażający niż bezmiar czarnych oczu przybyszów, dręczycielami mieli być bowiem współplemieńcy zaprzysiężeni by ich chronić.

Mack wreszcie rozszerzył „realność” wydarzeń składających się na scenariusze uprowadzeń na doświadczenia z innych stanów świadomości, takich jak sny. Niejako przesunął gości z materialnego świata na pogranicze naszego zrozumienia funkcjonowania tak ulotnych pojęć jak świadomość, jaźń czy przytomność. W jego ujęciu mimo straszliwego charakteru ostatecznie wymiar zjawiska wydawał się być dobroczynny, prowadząc wystraszoną ludzkość jak przedszkolaka do szkoły – wydającej się nieznanym koszmarem, a jednak koniecznym, o czym dopiero później doświadczany miał się przekonać.

Uznając odkrycia i teorie wysnute na ich podstawie przez wyżej wymienionych, Karla Turner śmiało ruszyła ścieżką doświadczanej – swoją własną oraz innych dzielnych kobiet, które podzieliły się z nią swoimi historiami. Efektem zebrania wszystkich szczegółów tych relacji był obraz podobny, ale zarazem odmienny od malowanych przez powyższych, umykający wspólnym mianownikom i wcale nie optymistyczny.

Ze względu na obszerność materiału, z którego niełatwo było dokonać wyboru bez zaburzania kontekstu, zostanie on zaprezentowany w dwóch kolejnych częściach.

„Nie jesteś moją mamą” – mówi dziewczynka do Wielkiej Białej Modliszki. „Jestem” – odpowiada dziewczynce Modliszka.

Sny to też doświadczanie

Wielkim Problemem badaczy scenariuszy uprowadzenia było rozstrzygnięcie kwestii: czy „to się stało naprawdę”, czy „to się tylko śniło”. Dla Macka i Turner nie ma to znaczenia. Przynajmniej nie w kwestii tak postawionego pytania, albowiem kwalifikowanie pewnych doświadczeń sprzecznych z wizją rzeczywistości jako sny bywało dla pobieranych środkiem zapobiegawczym przed załamaniem nerwowym. Ale nie tylko o to chodziło. Wyglądało na to, że tak jak do naszej rzeczywistości postrzeganej piątką zmysłów istoty mogą też wedrzeć się do naszej podświadomości, tu i tam wyczyniając czarodziejskie cuda. Kontakt w snach mógł być albo wytworem Innych, albo odtworzeniem doświadczenia z Innymi, albo czymś pośrednim. Takie postawienie sprawy bardzo ułatwiło nie tylko badanie zjawiska, ale i pomoc uczestnikom.

Uprowadzenia to sprawa rodzinna

Dziś jest to powszechna wiedza, ale podówczas wysoce kontrowersyjna. Uprowadzony choć nomen omen wyalienowany, nie był w swoim ludzkim środowisku sam. Najczęściej był tylko kolejnym pokoleniem doświadczanych, czasem wynikiem zaplanowanego parzenia odpowiednich osobników, co oczywiście zwracało uwagę na tzw. teorię hodowlaną w latach 90-tych zachłyśniętych odcyfrowaniem DNA. W przypadku samej Karli Turner odkrycie, że sama jest pobieraną było poniekąd efektem ubocznym odkrycia zjawiska pobierania u jej męża Eltona, w które zamieszani byli także jego syn David, jego dziewczyna Megan i współlokator-przyjaciel James. Gdy zaczyna się „rozgrzebywać” powierzchowne rodzinne wspomnienia dziwnych incydentów (światła na niebie, zagubiony czas, wspomnienie kontaktu z małym ludzikiem w sypialni), bardzo często okazywało się, że w fenomenie uczestniczą wielopokoleniowe rodziny.

Uprowadzenia niszczą rodziny

Stres związany z nieuświadomionym uczestnictwem w scenariuszu jest przyczyną licznych zaburzeń. Proces uświadamia sobie uczestnictwa ten stres zwielokrotnia. Niemożność wyswobodzenia się ze scenariusza pogarsza sprawę po raz kolejny i tak bez końca. W tej sytuacji nietrudno o wycelowanie emocji w cel bliższy niż „kosmici”, np. we współmałżonka, który w świadomości ofiary staje się bezradnym obrońcą. Małżonkowie i rodzina nieuczestniczący w scenariuszu również odrzucali pobieranych, zwiększając ich stres. Na to nakładały się tak dogłębnie raniące elementy scenariusza jak pobór płodów, twierdzenie, że gdzieś tam jest Twoje dziecko, a te będące przy tobie na Ziemi są tak samo obiektem eksperymentów bezdusznych Intruzów. Poczucie niemożności ocalenia swoich – nierzadko bardzo młodych – potomków było dla rodziców często nie do zniesienia. Jednak dzięki troskliwemu zajęciu się odczuciami doświadczanych – niezależnie od natury ich doświadczeń – można było im skutecznie pomóc.

Chodzi głównie o seks

To temat, który dla masowego odbiorcy lat 90-tych był zaskakująco trudny ze względu na przyjęte normy. Treść scenariuszy uprowadzeń po prostu groteskowo przypominała pornograficzne opowiastki ze stworami i przyrządami. Ni mniej ni więcej. W świecie, w którym mówienie o fantazjach seksualnych podważało normy niemniej niż mówienie o Latających Spodkach, nawet (a może zwłaszcza) uznani badacze uprowadzeń bali się przyznać, że te historie kręcą się wokół groteskowo eksploatowanej ludzkiej seksualności. Pobieranie spermy i jajeczek w celu hodowli słabowitych hybryd, potrzebnych do kosmicznego planu ocalenia ich lub nas (lub obu ras), wydaje się wręcz nobliwym konceptem w stosunku do tego, co w istocie wyrabiały z ludźmi istoty w SU, czasem przy użyciu ludzi, zwierząt, ucieleśnionych wyobrażeń, strachów i innych dziwolągów z niewyczerpanego skarbca perwersji. Temu tematowi poświęcę więcej miejsca w nadchodzącym artykule o doświadczeniach podopiecznych Karli Turner (DZIEWIĘĆ ODWAŻNYCH KOBIET w przygotowaniu), teraz powtarzając, że nie chodziło o efekty seksu, chodziło po prostu o seks.

…i ludzkie emocje

Kolejnym odkryciem osób z otoczenia Karli Turner, a później koncepcją rozwijaną w oparciu o jej własne badania jest możliwość uzyskiwania przez siły stojące za scenariuszem uprowadzenia samych ludzkich emocji – skutków przeżywania scenariuszy. To alternatywne podejście odwraca o 180 stopni relację środka i celu. To nie sperma używana w jakimś przedsięwzięciu była celem, lecz wywołanie negatywnych reakcji związanych z jej poborem. Nie odchowanie hybrydalnego dziecka czy przekazanie mu nieco ludzkiego dotyku przez pobieraną, której prezentowano „jej dziecko”, lecz mikstura emocji i uczuć – wszystkich tych ze spektrum czułości właściwych macierzyństwu i utraty dziecka zagubionego w nieznanym „gdzieś tam”.

Podobnie z treściami o zbliżającej się Zagładzie, niekiedy pokazywanej przy użyciu VRS. Nie chodziło o jakiś obóz szkoleniowy dla przyszłych przetrwańców, lecz o samo wzbudzanie strachu i przerażenia związanych z nieuniknioną katastrofą.

Pytanie o cel takiego działania pozostaje otwarte. Czy chodziło o jakąś energię? Żywienie się czymś z emocjami związanym? Jakieś eksperymenty czy badania? Jedno raczej wydaje się jasne – wśród nielicznych zasobów przez nas posiadanych a u nich nieobserwowanych emocje wydawały się jednym z najobfitszych.

Copyright by rense.com


Ciąg dalszy za tydzień

Leave a Comment

Scroll to Top