TRINITY – część I

NAJDAWNIEJSZE I NAJTAJNIEJSZE Z ROZBIĆ UFO

TRINITY – część I

Recenzja książki Valee Jacques F., Harris Leopizzi Paola, Trinity. The Best-Kept Secret, Starworks USA, LLC and Documantica Research, LLC 2021.

.

Część I: Zapomniane wydarzenie

Lato 1947 roku to był dziwny czas dla Amerykanów. Po dwóch latach od wojny, podczas której ich niebo pozostawało wolne od nieznanych obiektów (samolotów wroga), nagle zaroiło się na nim od tychże obiektów – zupełnie zagadkowych. Pierwsza z obserwacji pojazdów, która wywołała narodową fascynację, i – zaledwie kilka dni później – katastrofa jednego z nich – pociągająca za sobą przynajmniej parę godzin prasowej sensacji, bo wrak przejęło lotnictwo amerykańskie – wyznaczają punkt startowy Ery UFO. A ponadto draft scenariuszy wielu zjawisk jej właściwych po dziś dzień. Tak jak tego lata obiekty połyskują na niebie i znikają bez śladu, tak przez kolejne dekady – wbrew naszym oczekiwaniom co do osiągnięć pozaziemskich inteligencji – pojazdy te rozbijały się i były zgarniane przez wojsko. Wszystko, co działo się przed tym feralnym latem, jest jeszcze bardziej niż w późniejszej historii niepewne i niekonkretne. A jednak – pomijając nieszczęsną Aurorę – do niedawna panowało powszechne uznanie 1947 roku jako pierwszej daty poważnie zbadanej katastrofy czegoś, co wywołało takie zamieszanie, że po dziś dzień jest dalekie od wyjaśnienia. Inne, okołoroswelliańskie opowieści wyglądały na szum splątanych wspomnień przemieszczających daty i miejsca niedaleko amerykańskiego lata ‘47. A jeśli Roswell nie było de facto uwerturą do sztuki, lecz już jej pierwszym aktem, podczas gdy wcześniejszy epizod rozegrał się – niby próba generalna – bez świadków?

 

Takie pytanie stawia nestor i mistrz otwartej ufologii – Jacques Vallee, którego sam powrót do pisarstwa jest zaskoczeniem, a co dopiero fakt, że wraca z nową sprawą i to zdaje się przełomową. Nową i najstarszą zarazem. Od samego początku zastanawiania się nad fenomenem kusiło, by powiązać Erę UFO z erą atomową i względna zbieżność ich początków nigdy nie była kwestionowana (nie wnikając w koncepcje na temat ich wzajemnej zależności). Dopiero teraz jednak weteran badań fenomenu ściąga oba tematy w jeden punkt, któremu tytuł książki Trinity nadaje wieloznacznie złowieszcze brzmienie, łącząc pierwszą eksplozję atomową z pierwszym rozbiciem się – tuż obok miejsca detonacji – nieznanego pojazdu – już latem 1945 roku. Na ile tajemnicę tak odległą i położoną w tak niekorzystnym zdawałoby się układzie sił wojskowych, rządowych i dziejowych da się dziś naświetlić? Zapraszam na wędrówkę w ostatnie miesiące drugiej wojny światowej tropem śledztwa w sprawie Trinity Pauli Leopizzi Harris i mistrza Vallee.

Najmocniej utajniana z tajemnic

Jak? To chyba pytanie najgłośniej dźwięczące w głowie każdej i każdego, kto musiał znosić szum i hałas wywoływany przez liczne spodkowe rozbicia i tłumy bohaterów różnych przygód z nimi związanych, zaprzeczających sobie nawzajem. Jak to możliwe, że „matka wszystkich rozbić”, koleżanka atomowego pierwiosnka pozostała w ukryciu aż do pierwszego roku nowej korona-ery – 2021 roku? I czy to możliwe, by taka historia – sól amerykańskiego folkloru – mogła w ogóle trwać nieopatrzona komentarzem, podczas gdy wokół szalały Roswell, Aztec, Kecksburg i (nie lza pominąć) słynna afera z pustynią Kalahari?

Pierwsza refleksja odrzuca taką możliwość, zwłaszcza ze względu na brak rodzinnej tradycji pokoleniowej, tak powszechnej w przypadku innych kraks dziwacznych wehikułów. Ma owe zjawisko wyznaczoną werblem amerykańskiej historii swoją naturalną chronologię. Zwłaszcza w przypadku crashy z lat 40-tych (niekoniecznie z Nowego Meksyku, ale w sumie głównie z niego).

Uczestnicy realnego zdarzenia milczą. Wychowani w etosie wspierania rządu, zahartowani piaskami Normandii lub Iwo Jimy, gdy rząd każe milczeć – ochotnie spełniają żądanie. Rząd przeca nie czyni nic, co byłoby w poprzek najlepszego dobra obywateli.

Drugie pokolenie często pamięta realne zdarzenie z wycinka dostępnego dziecku. Tradycja milczenia wywarta autorytetem rodzica i rangą samego zdarzenia jest skutecznym warunkowaniem. Jednak i w najbardziej zdyscyplinowanej rodzinie czasem coś się westchnie na temat, na-który-rozmawiać-nie-wolno. Stąd o zdarzeniu dowiaduje się pokolenie trzecie, żyjące w zupełnie innej relacji obywatel-rząd.

Roosevelt przedzierzga się w Nixona, wrogowie Ameryki z włodarzy obozów zagłady w wietnamskich chłopów i chłopki, szczytne idee w kłamstwa, dobroczyńcy w szalbierzy w krawatach w wielkim kryzysie światopoglądowym Ameryki lat 70-tych. Skoro kłamali na tyle tematów, to czemu nie na temat spodków? Trzecie pokolenie występuje z rzucanego na nie przez łopoczące pasy i gwiazdy cienia. Dziś już dorosłe wspiera czwarte w poszukiwaniu prawdy o zatajanych wydarzeniach z czasów Najlepszego Pokolenia młodzieńców o zszarzałych wojną oczach. A Trinity? Przetrwawszy cały uficzny bunt społeczny, nagle spadłszy z kosmosu, wydobywa się spod ziemi, by wywrócić skrupulatne chronologie i ciągi przyczynowo-skutkowe i raz jeszcze zmusić nas do refleksji nad naszą rolą w kosmicznym dramacie?

Autor i Autorka just like that zabierają Czytelniczkę i Czytelnika na spotkanie z bezpośrednimi uczestnikami zdarzenia z San Antonio z 16 sierpnia 1945 roku – dwójką staruszków, którzy niejako łączą rolę Pierwszego i Drugiego pokolenia z tradycyjnej mitologii crash/retrieval. Bowiem w momencie, gdy crash nastąpił, skutkując – rzecz jasna – retrievalem, byli jeszcze dziećmi. Bardzo zadziornymi w dodatku.


Świt Nowej Ery

Dwa gagatki, które w sierpniu 1945 roku przeżyły dziwny tydzień na swoim ranczu pod San Antonio, NM, odnalazły się na początku XXI wieku w Internecie jako dziarscy seniorzy chcący opowiedzieć wreszcie swoją historię. Trafili na sumienną i cierpliwą słuchaczkę w osobie współautorki książki, do której dołączył pionier ufologii i twórca po dziś dzień najskuteczniejszej teorii wyjaśniającej surrealistyczną z pozoru zbieżność UFO-doniesień z ludzkim folklorem.

 

Dwaj młodzicy – niczym mali kowboje – zajmowali się wszystkim, czym powinni się zajmować na ranczu leżącym tuż, tuż wyznaczonego przez pobliskie trzy szczyty: Oscura, Little Burro i Mockingbird obszaru nazwanego od nich Trójcą – Trinity. To tam zalśnił pierwszy atomowy błysk. Chłopcy byli zresztą jego świadkami. Tamtego lata Jose Padilla miał 9 lat, a jego przyjaciel i pomocnik z rancza Reme (Remigio) Baca: 7.

 

 

Para autorska wtajemnicza Czytelników i Czytelniczki w skomplikowane korzenie rodzinne obu chłopców, które są na poły hiszpańskie, na poły rdzenno-amerykańskie. Prababcią Jose była przywódczyni Apaczów z San Antonio – Maria Antonia Chavez, zwana Mama Grande. Jej surowe oblicze oraz zdjęcie małego Jose Padilli na tle mapy obszaru wokół Trinity zdobią okładkę i blurba, czyniąc samą notę w dużej mierze nieczytelną, a na pewno niezapowiadającą dokładnie tematu opracowania (bardziej sugeruje coś o losach mniejszości etnicznych i małych społecznościach pokrzywdzonych i prześladowanych tajnością atomowego programu).

 

Dzieci błysku Trinity: bomby z Hiroszimy i Nagasaki położyły kres globalnej katastrofie drugiej wojny światowej, rozkwitając odpowiednio 6 i 9 sierpnia. 15 sierpnia upokorzony cesarz Japonii ukorzył się przed aliantami, a 16 sierpnia w Nowym Meksyku, tuż obok Trinity z nieba spadło coś, nadleciawszy – zdaniem świadków – z głębi Trójcy, która zmieniła świat.

 


Inne dzieci

Dziecięca perspektywa obdziera wspomnienia „kosmicznego tygodnia” z machinacji dorosłych tak czy inaczej wplątanych w amerykański wysiłek wojenny początku atomowej ery. Jest on „kosmiczny” zresztą tylko z naszej perspektywy. W 1945 roku kosmos był dla małych kowbojów miejscem tak samo istotnym czy bliskim jak przestrzeń kwantowa dla XIX-wiecznego handlarza garnkami. Latające spodki i ich załoganci po prostu jeszcze nie istnieli. Zostaną wymyśleni dwa lata później jako hasłowy opis tego, co – dokładnie – chłopcom spadło na głowy.

 

Dlatego gdy usłyszeli grzmot, skojarzył się im z bombą.

 

Okazało się jednak, że to odgłos upadku czegoś wielkiego i ciężkiego. O kształcie, który porównywali do owocu awokado. To coś frunęło w ulewie i burzy, oddalając się z obszaru próby atomowej Trinity i nagle wykonało zwrot – chłopcy kojarzyli to z rażeniem przez błyskawicę, identycznie jak nad Roswell. Obiekt uderzył w wieżę związaną z poligonem (radiową lub radarową – dziś już nikt nie pamięta) i runął na ranczo. Wyrył w ziemi długi ślad-lej i znieruchomiał, płonąc. Nietknięty jeśli nie liczyć dziury w poszyciu, nazwanej – ze względu na funkcję, którą spełniała przez „kosmiczny tydzień” – drzwiami, a w istocie będącej wyrwą po jednym z „paneli” konstrukcyjnych, być może utraconym w trakcie uderzenia o wieżę.

 

W każdym scenariuszu katastrofy pojazdu kosmicznego wrak to „pół sukcesu” – potrzebni są jeszcze załoganci. W przypadku Aztec z 1948 roku wszyscy martwi, Roswell z 1947 martwi lub żywi, Trinity z 1945 – żywi. Nasi chłopcy, odnalazłszy wrak, ze zdumieniem ujrzeli krążące wokół niego „dzieci” – małe, chudziutkie postaci, znane z późniejszych opisów o nieproporcjonalnie dużych, łysych głowach i dużych oczach w kształcie łez. W jednolitych uniformach – według naszych dzieciaków – w panice i bólu krzątały się wokół ich zniszczonego pojazdu, jakby się „ślizgając”. Jest to typowy element opisów dużo późniejszych Szarych/Zetów zdających się niekiedy „przeskakiwać” w naszej czasoprzestrzeni, wywołując wrażenie ślizgu – innych elementów odkrytych dopiero w Epoce Uprowadzeń tu zresztą nie brakowało.

 

Co więcej – do czego chyba przyznali się po czasie (tak można wywnioskować z narracji książki) – kosmiczne dzieci wnikały do obiektu i wynurzały się z niego bezpośrednio przez ściany, nie przez „drzwi” – a to kolejna typowa właściwość Szarych i innych dozorców niepokojących ludzkość pod koniec XX wieku.

 

 

Mali (teraz starzy) kowboje pamiętali też wyraziście – istotki oddziaływały na ich świadomość. Wyraźnie czuli ich rozpacz, dezorientację i niepokój. Później zaś śnili sny kojarzone z kontaktem z nimi, podsunięte im: o ogromnych chmurach spadających z nieba.

 

Jose i Reme doświadczyli też tzw. Czynnika Oz: zbijającego z tropu wrażenia, że normalny świat zastyga w trakcie UFO-doświadczenia – zjawiska tak samo jak wcześniejsze opisanego dopiero za 50 lat.

 

I wreszcie – zostali sparaliżowani cieleśnie. Zazwyczaj żywe srebra – stali jak zamrożeni dwie godziny, współodczuwając z wystraszonymi istotkami tragedię ich upadku. Otrząsnąwszy się, pognali do domu, na zawsze żałując, że nie podeszli do tych innych dzieci, nie pomogli im, nie wsparli. Nigdy później już ich nie widzieli.

 

 

Ciąg dalszy za tydzień

Leave a Comment

Scroll to Top