Kim byłeś doktorze Mack? – część I

Kim byłeś doktorze Mack? – część I

W życia wędrówce, na połowie czasu,
Straciwszy z oczu szlak niemylnej drogi,
W głębi ciemnego znalazłem się lasu.

– Dante Alighieri, Boska Komedia

PRZEWODNIK W KOSMOS

Alicja przemieściła się przez niby codzienny element naszej rzeczywistości. Swojski i zrozumiały. Wylądowała w kosmosie podlegającym innym, obcym i niepojętym dla niej i dla czytelników zasadom. Napotkane stwory na swój sposób próbowały jej tłumaczyć, co się dzieje, dlaczego i według jakich zamierzeń. Ale ponieważ były uwarunkowane swoją rzeczywistością, ich możliwość przekazania ontologicznej wiedzy – nawet dotyczącej fundamentów ich czasoprzestrzeni – była niemniej dziwaczna, niż one same.

Bohater Boskiej Komedii Dantego tak jak Alicja trafia do innej rzeczywistości – uporządkowanej i sensownej, ale poznawalnej dzięki jego religijnemu i erudycyjnemu przygotowaniu Wędrowca. Oraz – a może przede wszystkim – dzięki Przewodnikowi, który osadzony i tam, i tu – w obu światach – spinał obcą przestrzeń z ziemskim doświadczeniem i rozumieniem.

Dla poszerzonego kosmosu (który w ujęciu doświadczanych ma niemało i z Krainy Czarów, i z Zaświatów Dantego) misji Przewodnika – tak dla tych, którzy doń zagubieni trafiają, jak i dla tych, którzy niemniej zagubieni się o nim dowiadują – podjął się Profesor John Mack. Postać zupełnie nietuzinkowa.


Którędy w Kosmos?

John E. Mack jest supergwiazdą ufoversum. Jednym z czterech najbardziej wpływowych mistrzów kosmicznego pędzla, którzy odmalowali w ostatnich dekadach XX wieku obraz przedstawiający relacje kosmita (porywacz) – Ziemianin (uprowadzony). Każdy z nich korzystał z innych narzędzi i używał barw, które wydawały się mu najwłaściwsze do ukazania tematu. Whitley Strieber korzystał z osobistych emocji i synkretycznej wyobraźni, David Jackobs z nieufności i dystansu, a Budd Hopkins z empatii i zachowawczości. Mack zaś ubarwił zagadnienie filozoficznymi i akademickimi tonami. A że był uznanym i nagradzanym pisarzem, czynnym naukowcem i wykładowcą uczelni o najwyższej renomie i sławie (Harward), jego peregrynacja do rozmytej strefy „uprowadzeń przez kosmitów” i wynikła z niej wysoce niestandardowa i poczytna publikacja wprawiły w osłupienie hermetyczny świat naukowy.

Dotąd odgradzający się od ufologicznego guślarstwa murem terminologii i metodologii uczony establishment poczuł się zmuszony do kontrataku. Władze matczynej uczelni uruchomiły w sprawie heretyka śledztwo mające wykazać, czy profesor badający UFO nie naruszył standardów badawczych i etycznych szkodzących jakości dziedziny, którą uprawiał i której w szacownych murach nauczał – psychologii. UFO-sceptycy ostrzyli już widły i układali stosy na uniwersyteckich dziedzińcach. Schizmatyka jednak oczyszczono z zarzutów. Werdykt głosił wszem i wobec, że uczonemu wolno zajmować się zagadnieniem niepopularnym, jeśli czyni to względem reguł swej dziedziny. Był to przełom dla dualistycznie nastawionej opinii publicznej, dotąd rozdzielającej utytułowanych luminarzy publikujących w recenzowanych czasopismach od tropicieli przesiadujących nocami na pustyni w Newadzie z latarką i lornetką na kolanach.

Uznanie, że fachowiec od niedookreślonych ludzkich przeżyć i doświadczeń przyczyni się do uporządkowania chaosu w „świecie dziwów” było nietrafione. Szeroka erudycja profesorska, zestawiająca kuriozalne przypowieści uprowadzonych z koncepcjami filozoficznymi, psychologicznymi i metafizycznymi (znanymi dotąd bardziej adeptom owych dziedzin, obcych UFO-entuzjastom) tylko zwielokrotniła dotychczasowe wrażenie wielowymiarowości tajemnicy UFO-fenomenu. Nie zniechęciło to jednak badacza od poszukiwań, które w drodze do Kosmosu zawiodły go w miejsca dotąd mniej kojarzone z metodologiczną ufologią. W rozmyte rubieże szamańskich obrzędów, świat tajemnic szeptanych dotąd tylko zaufanym współplemieńcom, a tajonych przed „białym człowiekiem” – w doświadczenia dzieci, na oczach których wylądował pojazd kosmiczny.

Na spotkanie z najróżniejszymi doświadczanymi wyruszył uzbrojony w pokorę i takt, które wyróżniały go na tle środowisk naukowej hierarchii i badawczej anarchii zarazem. Nie byłby jednak godzien miana naukowca nasz Przewodnik, gdyby nie zaczął swoich poszukiwań od wypracowania gruntownego zaplecza teoretycznego.


Skąd w Kosmos

Mack nie ucieka od pytań zasadniczych, które wyrajają się z pytania podstawowego:

 

Co zrobić z uprowadzeniami przez kosmitów?

 

Jak podejść do opowieści ludzi, tak samo przekonanych, że spotkało ich coś nie do pomyślenia, jak my jesteśmy przekonani o zjedzeniu dziś śniadania? Tak samo jak my czujemy skutki posiłku, wspomnienie smaku, energię z niego wynikającą, tak oni odczuwają wewnętrzne dowody swojego przeżycia. Nie są w stanie jednak – jak my – pokazać pobrudzonych talerzy, rozbitych skorupek jajka.

Czy zatem ich doświadczenia są wyłącznie wynikiem aktywności ich umysłu, halucynacjami, stanami zmienionej świadomości, efektami chorób psychicznych? A jeśli tak, to jak do nich podchodzić? I przede wszystkim:

 

Jak je leczyć?

Mack streszcza dekady sporów filozoficznych o egzystencjalny wymiar doświadczenia, między innymi odnosząc się do trzech szkół postrzegania „tego, co jest/dzieje się”: empiryzmu, racjonalizmu i mistycyzmu. Które w przypadku doświadczeń zetknięcia się z poszerzonym kosmosem zdają się zlewać lub stapiać. Wyraźnie kusi go, by dla osoby przekonanej, że „coś się jej przydarzyło” przyjąć perspektywę intersubiektywną. Upraszczając: uważasz, że ci się zdarzyło? Zatem – dla ciebie – się zdarzyło. Póki ktoś nie przywlecze jakiegoś klonkra z sali badań Zetów lub ci nie zostaną przyłapani na dematerializacji ściany czy okna zasada ta wydaje się mieć niebagatelne znaczenie poznawcze. Zrzuca też z doświadczanych upokarzający ciężar niemożności udowodnienia, że „to się stało”.

Jednak właściwe niezachodnim kulturom wyjaśnienia, jak przyznanie pewnym wydarzeniom charakterów astralnych czy eterycznych, są dalece niewystarczające głodnej dowodów nauce Zachodu. Korzystając z nieprzebranego bogactwa wiedzy Wschodu, Mack nie dystansuje się od osiągnięć nauki i techniki Zachodu, traktując je jako ścieżki wiodące przez las tajemnic ku poznaniu. Wspomina więc o fascynującym odkryciu dokonanym przy użyciu monitorowania elektroencefalogramem fal mózgowych. Przy ujawnianiu wspomnień z pobrań ich wykres przedstawiał obraz zastanawiająco zbieżny z tym odzwierciedlającym stan głębokiej medytacji.

Gdzie i kiedy jest Kosmos?

Pytaniem prześladującym tak doświadczanych, jak i starających się upleść z ich doniesień „zza tamtej strony” jakikolwiek koherentny obraz było: gdzie odbywają się zdarzenia i wrażenia właściwe „Krainie Czarów”? Bardzo szybko zorientowano się, że środowisko bazujące na innym systemie przyczyn, skutków i możliwości nie ogranicza się do obszaru pokładów jakichś zaawansowanych technologicznie pojazdów, lecz bezpardonowo „nadpisuje się” na naszą oczywistą czasoprzestrzeń typu ziemskiego. Była to uliczka, w którą analitycy „uprowadzeń” zapuszczali się nieśmiało i z rzadka. Dla doktora Macka była ścieżką prowadzącą ku doznaniom obcym współczesnym, ale podejrzanie znajomym naszym przodkom. Więcej – wyglądało na to, że „kraina dziwów” nie dopadała ich chyłkiem i znienacka. Sami jej szukali i umieli odnaleźć, a nawet wiedzieli, jak postępować (o tyle, o ile) z jej mieszkańcami.

Te rozważania zaprowadziły skrupulatnego profesora do uzdrowicieli, szamanów i przewodników duchowych trzech kontynentów: Ameryk Północnej i Południowej oraz Afryki. Trzy niecodzienne i zawiłe ścieżki życiowe trzech strażników prastarych tradycji zostaną w niniejszej analizie przytoczone szczegółowo.

Dla uczonego nie tylko sposób kontaktu z królestwem duchów dawnych „łączników” był łudząco bliski dzisiejszym onirycznym i fantazmatycznym pobraniom. Nieróżny był ich druzgocący wpływ na ich uczestników, może jeszcze bardziej szokujący dzisiaj niż ongiś. W dawnych kulturach bowiem ich partycypanci mogli spodziewać się obecności innych od ludzi istnień. Byli oswajani z ich nieustającą i niedostrzegalną obecnością. Zatem byli z nimi zbratani, choć najczęściej ich nie spotykali in personam.

Tymczasem dzisiaj – tak dla szamanów i wtajemniczonych, jak i dla pobieranych – bezpośrednie „pobranie do ich władztwa” wiąże się ze skręceniem ich światoobrazowego karku i zupełnym kolapsem wyobrażenia o naturze rzeczywistości. Ten – jak go nazywa Mack – szok ontologiczny jest bolesnym i traumatyzującym, ale koniecznym krokiem na drodze do oświecenia. Mocniej odczuwalnym dla cynicznego materialisty zasobnych społeczeństw Zachodu, kiedy musi zmierzyć się ze świadomością, że „jest zupełnie inaczej”, niż jego otoczenie przyjmuje.

Ale wciąż pozostaje pytanie: gdzie odbywa się ta światopoglądowa katastrofa wiodąca do rekonstrukcji?

 

W świecie mającym cechy materialne czy wyłącznie w sferze psychologiczno-świadomościowej? Autor-erudyta poszukuje możliwego wyjaśnienia między filozoficznymi koncepcjami, jak ta o możliwej „trzeciej strefie”. Jest to pojęcie opisujące przeżycia i zdarzenia mające miejsce niejako jednocześnie w świecie zewnętrznym i w głębi świadomości bez możliwości umiejscowienia ich wyłącznie w jednym lub drugim. Niestraszne mu też egzotyczne hipotezy astrofizyczne, wówczas bardziej odstępcze jeszcze niż dziś, u progu eksploracji krainy kwantowej o licznych wszechświatach – niby bąblach – stykających się ze sobą i przenikających się, niekiedy mieszając zasady im właściwe. Te punkty styczne różnych wymiarów nazywa Mack umownie skrzyżowaniami i w nich lokalizuje „miejsca” zetknięć nas i naszego otoczenia z innymi, tak dawnych szamanów, jak i dzisiejszych pobranych.

Ciąg dalszy podróży z uważnym Przewodnikiem za tydzień

Scroll to Top