Kim Byłeś Doktorze Mack? – Część II
Co jest w Kosmosie?
Tuż za w miarę zrozumiałymi dekoracjami – wystrojem pokładów „statków kosmicznych”, po których snują się w miarę zrozumiali „przybysze” uzbrojeni w sprzęt nieco-tylko-bardziej zaawansowany od naszych gabinetów dentystycznych – kryje się świat z naszej perspektywy zwariowany i abstrakcyjny. Stałe wyznaczające rytm i charakter naszej egzystencji zachowują się w nim, ujmując rzecz eufemistycznie, nie tak jak powinny:
Czas nie jest stały. Można go skracać, wydłużać, zatrzymywać, przemieszczać się w poprzek niego, w tył lub poza nim (patrz: ZAPOMNIANA OBIETNICA). Czasem znika, narażając doświadczanego na kolejny szok i destrukcję poznawczą na poziomie wręcz organicznym (ludzie bowiem „jakoś czują upływ czasu”). Nawet jeśli nie zachowuje się w sposób ekstremalny, to najczęściej sprawia wrażenie płynięcia „jakoś inaczej”, rozgraniczając ziemską codzienność z cudownym wymiarem innych – podobnie jak w legendach dawnych kultur i opisach doznań klasyfikowanych jako religijne.
Materia jest przenikliwa – jak wyjaśnił kiedyś zaskoczonemu polskiemu doświadczanemu w jego własnej kuchni kosmiczny ludek. I „faktycznie” – z kosmicznymi przybyszami ta stabilna stała, jaką jest solidny, zbudowany z atomów budulec naszej rzeczywistości, rozwiewa się jak chmura lub przepuszcza inne materialne obiekty, jakby go wcale nie było. Co więcej, tę wywracającą świat do góry nogami właściwość w prezencji istot stamtąd przyjmują nasze „obmacane” elementy codziennego statecznego środowiska: przenikalne stają się ściany naszych domostw, nasze drzwi i okna, czasem zaś się rozpływają (patrz. NIECHCIANY PRZYPADEK). Pozostawiają nas z podskórną niepewnością, czy „magiczne” stały się pod wpływem chwilowego „czaru” kosmicznych magików, czy też po prostu takie są – my tylko nie wiemy, jak tę ich cechę wywołać. Zwłaszcza że niektórzy pobierani byli uczeni przez swoich przewodników m.in. jak zmieniać materię w niematerię.
Postrzeganie wykracza „tam” poza zmysłowe poznanie ziemskiej codzienności. Doświadczani najczęściej są kompletnie niegotowi na swoje ujawniające się u innoświatowych gospodarzy umiejętności – jak odbieranie sfery emocjonalno-uczuciowej stworzeń nieludzkich, ale i swoich pobratymców, odbieranie ich intencji, wyczuwanie stanu zdrowia i statusu energetycznego, tak żywych istot, jak wydarzeń i sytuacji. Stąd już tylko krok do opanowywania tej „magii” i wywieranie wpływu na zjawiska dotąd zarezerwowane dla dziecięcych bajek i dawno odrzuconych zabobonów. Sztuki kosmiczne można też przenieść na grunt ziemski i tu – w pewnym stopniu – ich używać. To mogłoby w dawnych kulturach zaowocować statusem szamana, proroka lub wtajemniczonego.
Uczucia i emocje wykraczają poza ramy przyznane im przez strukturę i naturę zdarzeń i zjawisk znanych z codziennej czasoprzestrzeni. W obcych ustroniach sięgają ekstremalnych natężeń, często przekraczając stopnie osiągnięte w dotychczasowym życiu lub nawet wyobrażane. Często – niezależnie od ich negatywnego lub pozytywnego charakteru – są odbierane jako tortura, wystawiając jaźń i organizm na próbę wytrzymania ich mocy. Przekroczenie maksymalnego poziomu prowadzi do kolejnego szoku na jeszcze głębszym poziomie niż ontologiczny. Prowadzi do rite de passage opisywanego jako destrukcję ego oraz dotychczasowej konstrukcji emocjonalnej właściwej ziemskiej istocie i otwarcie wrót do metamorfozy w istotę odczuwającą inaczej – w stopniu Kosmicznym. Po raz kolejny jest to ciężka próba właściwa opowieściom o wybrańcach bogów lub bóstw czy czarownikach dawnych legend i podań. Rozkłada też wachlarz kolejnych „magicznych” możliwości, jak np. wywierania realnego i natychmiastowego wpływu na czasoprzestrzeń lub zachowanie innych przy pomocy li tylko ukierunkowanych uczuć lub emocji o nieziemskiej intensywności.
Grawitacja/lewitacja: te dwa pojęcia opisują nierozerwalne: właściwość fizyczną faktyczną naszej przestrzeni i koncepcję teoretyczną tę pierwszą przełamującą/znoszącą, fikcyjną. Tymczasem, rzecz jasna, dla obcych nic, co ludzkie, nie jest im obce. Lewitacja – może nie jako „przełamanie” zasady grawitacyjnej, lecz płynne zastosowanie jakiejś przez nas nieodkrytej jej właściwości – dotyczy tam wszystkiego, czego potrzeba. W tym także ludzi – nie tylko poddanych „czarom” innych, ale uczących się samemu spełniać jedno z najbardziej powszechnych ludzkim marzeń – o swobodnym locie. Pobierani uczą się też często wprawiania w lewitację innych obiektów. Te „kuglarskie sztuczki” zachodniej strefy intelektualnej są akceptowane i osiągalne na Wschodzie na drodze tych samych metod (medytacja, joga) prowadzących ku skrzyżowaniom i spotkaniom z innymi.
Myśl na Ziemi jest zaczynem wszelkiej akcji i narzędziem do zrozumienia, przeto opanowania sytuacji i zjawisk. Czyli najbliższym nam dziś czynnikiem powodującym zmianę zamiaru w skutek, jednak skrytym i osobistym. W kosmicznych kniejach okazuje się czymś o wiele więcej. Myśl to – przede wszystkim – rozmowa. Dla „tamtejszych”, a więc i tych niewyposażonych w wydolne struny głosowe – myśl jest narzędziem komunikacji: służy celom zewnętrznym, nie wewnętrznym. Tym bardziej że niektóre z tamtejszych stworzeń sprawiają wrażenie ponurego spełnienia kartezjańskiego ideału – snujących się umysłów bez serca. Dotyczy to zwłaszcza robotniczych Szarych/Zetów (zresztą pozujących do roli hodowanych bio-robotów).
Daleko jednak do końca potencjału myśli. Niektórzy pobierani opanowują umiejętność nazywaną przez nas telepatią, która umożliwia nie tylko kontakt/wymianę myśl-za-myśl, ale i odczytywanie „prywatnych” myśli innych osób, a nawet „namierzanie” ich sfer myślowych na znaczną odległość niczym myślo-radarem. Ten kalejdoskop niedostępnych nam technik – znowu – nie jest niczym nowym dla tradycji Wschodu, o tysiące lat wyprzedzających przylot spodków Kennetha Arnolda (1947 r.).
Nie jest też nową ścieżka myślowej aktywności opierająca się często lub towarzysząca pewnemu niecodziennemu kontaktowi wzrokowemu. Nawet w naszej kulturze (oczekującej, by umiejętności, o których stosowaniu donoszą pobierani, były wyłącznie iluzjonistycznym sztuczkami) oczy – nasz najbardziej odpowiedzialny za odbiór świata organ – są traktowane jako wrota duszy. I istotnie – posiadacze zwielokrotnionych rozmiarowo oczu są w stanie, niczym niepowstrzymywani, wkroczyć do naszych dusz, nie tylko poznając je momentalnie, ale i może dokładniej niż my sami. Kontakt oko w oko z Czarnookimi mistrzami myśli z kosmosu jest jednym z najbardziej intensywnych kosmicznych rytuałów nieodzownych w obrzędowości tamtego wymiaru.
Światło! stanowi symbol początku doświadczenia, odmiany znanej rzeczywistości i tęczowego mostu do innej. Najczęściej wywołuje wrażenie piękna niedostępnego w naszym świecie. Często zastępuje ciało doświadczanych, sprawiając, że czują się odrodzeni ze światła symbolizującego wolność od dotychczasowych materialnych i emocjonalnych więzów. Ale w niebiańskiej sferze światło to co coś dużo więcej niż ozdobnik czy też widzialna manifestacja stanu emocjonalnego – to realna moc i władza. W Krainie wśród gwiazd światłem można się otulić, można nim kierować i przy jego pomocy osiągać cele. Jest także kanałem łączności z i zaczerpnięcia mocy od zakulisowego gracza – istoty lub siły przeczuwanej, obecnej za maskaradą scenariusza uprowadzenia. Nieupostaciowionej, ale ważniejszej i na zupełnie innym poziomie władzy nad „obcym wszechświatem”, niż wałęsające się po nim pokraki. Najczęściej jest dla pobranego utożsamiana z Bogiem lub Źródłem wszystkiego, a światło jest jego emanacją lub nim de facto. Co zmusza do trzeciego już szoku, tym razem religijnego. Polega on na wyzbyciu się wyuczonej koncepcji o boskiej sile jako nieobecnej w życiu, a doświadczeniu jej tu i teraz w całej rozrywającej jaźń obecności. Tak w otoczeniu, jak i we własnym wnętrzu.
Światło wydaje się doświadczeniem ostatecznym, przewyższającym magiczne techniki obcych, eksperymenty i emocje oraz uczucia na linii ziemianin-kosmita-kosmos. Jedna z pobranych opisała tę kosmiczną jasność jako „miłość po tysiąckroć przewyższającą jakąkolwiek ludzką miłość”, co jest też opisem właściwym doznaniom religijnym, mistycznym oraz ezoterycznym.
Wibracja jest terminem, który opisując coś niemierzalnego i nieznanego nauce, stał się zarazem przyczyną jego ośmieszenia, jak i sakralizacji. Stara się odnosić do pewnego stanu rzeczywistości będącego przez nas rozpoznawalnym i nienaruszalnym (nazwijmy ją czasoprzestrzenią 3D), odróżniając go od innych stanów, które wykazuje ów zbiór wszystkich składników naszego wszechświata. W praktyce można porównać stan wibracji do stanu skupienia materii – nasz świat funkcjonuje w spektrum silnego skupienia kojarzonego z niewielką możliwością wpływu świadomości nań (myśl nie wywierci dziury w murze). Tymczasem inne światy, „ich” światy, bazują na wyższej częstotliwości wibracyjnej, która „upłynnia” nienaruszalne zasady rządzące prawami fizyki (materię można przeniknąć, czas modyfikować). Dostrojeniem do innej wibracji można wytłumaczyć wszystkie „magiczne sztuczki” rzekomych kosmitów i ich środowiska.
Ludzie mogą być też czasowo przemieniani w sferze samej swojej natury wibracyjnej, co prowadzi do innego stanu świadomości, „magicznych” umiejętności i zgrania z obcymi prawami czaso-fizycznymi wywołującymi poczucie „awansu”, wolności i prawdziwości doznań mocniejszych niż w naszej normalnej „gęstości”. Z braku we współczesnym języku zasobu lingwistycznego pozwalającego uchwycić te doznania, niekiedy zmuszają one tych, którzy chcą je opisać, do określania ich po prostu jako „cudowne”.
Dźwięk w kosmosie też nie jest tym, czym na Ziemi. Tak samo jak zjawiska świetlne, myśl, emocje czy częstotliwość wibracyjna staje się dużo potężniejszym zjawiskiem i narzędziem zarazem. Przy pomocy postrzegania dźwięków, wydawania ich, rozpoznawania, ukierunkowywania, modelowania i formowania ich można w Magicznej Krainie wiele osiągnąć, dostrzec, zrozumieć lub się przed wieloma aktywnościami lub wydarzeniami zabezpieczyć. Oderwanie się od zmysłowego postrzegania dźwięku jest kolejnym duchowym i organicznym przełamaniem wiodącym do szamańskiego oświecenia nieobcego tradycji folkloru i np. biblijnej, która szeroko eksplorowała temat niebiańskich dźwięków i ich mocy.
Energia jest bardzo różna, obecna w samej przestrzeni, oderwana od materialnych przejawów, zawarta w pozornie materialnych kształtach, w samym poddanym doświadczeniu. Można nią pokierować, sprzęgnąć się z nią, odbić lub przywołać, wytworzyć lub wyciszyć. Za jej pomocą wywrzeć wpływ na siebie, innych i otoczenie. Nie jest tylko abstrakcyjnym opisem nastawienia psychicznego. Pozytywna energia zbliżona do emocji lub uczuć może być skutecznym narzędziem. Jedna z pobranych opisywała odganianie agresywnych reptilian przy pomocy pozytywnych fal energii.
Osobie zapoznanej z tradycjami Wschodu dla opisu związanych z energiami doświadczeń z pomocą spieszą starodawne terminy: chi, prana, kundalini, przebudzenie oraz pokrewne, wywodzące się z jogińskich tradycji, co sprawia, że doznanie obce przestaje być obce.
Ciało – w pełnym możliwości kosmosie tajemniczych stworzeń sam możesz stać się inną istotą. Jeden z pobieranych doświadczył bycia mrówką w złożonym i pełnym systemie międzymrówczych zależności. Odczuł, jak odmiennym sposobem bycia jest połączenie z innymi współplemieńcami bodźcami nieznanymi ludziom, bazującymi na chemicznych przekazach i jakby-wspólnej świadomości. Nie tylko spotkał obcych – stał się innym, inną istotą, odczuwającą inaczej, poznającą inaczej – nie gorzej, nie lepiej – nie bardziej czy mniej rozwiniętą. Po prostu zupełnie inną formą zjawiska nazywanego życiem. Ten rodzaj metamorfoz był kolejnym rytualnym przełamaniem sztywnej gradacji: człowiek – jako wywyższona swym rozumem korona stworzenia – i instynktowny, prymitywny świat zwierzątek. W takim brutalnie strukturyzowanym systemie nadejście „bardziej rozumnych” kosmitów musiało wywoływać wrażenie obalenia dawnego szczytowego gatunku. Tymczasem dla kosmitów, jak dla buddystów, znaczenie życia jest równoważne i jego cenność jest niezależna od umiejętności czy to budowy mrowiska, czy rozszczepienia atomu. Doznanie swojej własnej inności jest kolejnym szokiem samoświadomości. Znów nieobcym szamanom i „dzikim ludziom”, odnajdującym skrywane w nich moce przez alienacje od życia wśród ludzi i niebezpieczne, pełne ekstremalnych doznań życie w naturze.
Miejsce, jak wszystko w dziwacznej krainie jest względne, nieoczywiste i niestałe. Jeden z pobieranych miał możliwość zapoznania się z technologią/magią kul środowiskowych. Wchodząc do jednej z nich, zostawał przeniesiony w ziemski ekosystem konkretnego rodzaju – dżunglę, pustynię, Arktykę etc. Konkretna informacja czy kula przywołuje doświadczenie danego środowiska, czy przenosi użytkownika weń nie miała żadnego znaczenia w starciu z wrażeniem poznawczym skutkującym przejmującą mieszanką zachwytu i smutku nad znikaniem unikalnego piękna i bogactwa przyrodniczych systemów. Obce krajobrazy pozujące na pozaziemskie też bywają dostępne na zawołanie. Podobnie jak każdy punkt na naszej planecie, nawet wnętrza mieszkań ludzi lub tajnych (chyba) instalacji rządowych lub wojskowych.
Dla istot na kosmicznym poziomie wtajemniczenia odległość zdaje się nie istnieć, podobnie jak nie ma ograniczeń w „fazowaniu” miejsc, czyli nakładaniu na pewien obszar naszej swojskiej planety okolicy na innym „poziomie wibracji”, np. z innej Ziemi, w innym wymiarze/wszechświecie. W ten sposób w miejscach skrzyżowania nie występują zjawiska i stany konstytuujące nasz rodzimy status (wiatr, dźwięki przyrody, przypadkowe spotkania z ludźmi), jako że skrzyżowanie jest „bąblem w innej przestrzeni” przyjmującym kształt wycinka codzienności, ale nie odtwarzającym jego właściwości ani nie reagującym na to, co dzieje się w skopiowanym wycinku w jemu właściwym czasie.
Dusza – termin w naukowo-empirycznie ukierunkowanych społeczeństwach Zachodu zarezerwowany dla szczątkowej sfery religijno-obrzędowej. W kosmosie, do którego trafiają pobierani – podobnie jak wrażenie Boga – staje się opisem obecnej, namacalnej wręcz struktury ludzkiej osobowości, psyche i uczuciowości. Kosmiczni przybysze znają ją dobrze. Potrafią jej losy prześledzić przez pokolenia organicznych kontenerów (ciał) i ludzkich drzew genetycznych zgodnie z buddyjską wiarą w reinkarnację (patrz. UNIKALNY PRZYPADEK).
Potrafią nią manipulować w sposób w naszych kulturach przyznawany wyłącznie bóstwom lub bogom: przemieszczać ją poza ciało (jak w doświadczenia OBE lub związanych ze śmiercią kliniczną), zastępować inną, np. kogoś z własnego, bardziej uduchowionego stadka. Zetknięcie i połączenie z czymś, co w naszej sferze lingwistycznej musi być duszą, jest kolejnym rodzajem chrztu kosmicznego i kolejnym zwrotem nie ku pustej nauce, ale ku dawnej tradycji.
Ciąża – chyba najbardziej wyjątkowy pod względem biologicznym, psychologicznym i emocjonalnym stan determinujący samo poczucie człowieczeństwa jest obcy obcym. Nie zaobserwowano nigdy kosmity w ciąży, ich rozwój prenatalny wydaje się odbywać w upokarzających z naszej perspektywy słojach wśród kabli i przełączników wykluczających nawiązanie więzi dziecko-matka i stan bycia matką w ogóle. Tym dziwniej, że te stwory powodują traumatyzujące wrażenia ciąż u ludzkich kobiet – pojawiające się w niepokojący sposób i znikające w okolicznościach skutkujących rozpaczą i cierpieniem. Ten fenomen – ujawniony i badany niczym przedsięwzięcie o fizycznym charakterze przez licznych ufologów – nigdy nie pozostawił empirycznie rozpoznawalnych śladów mogących udowodnić, że miał charakter biologiczny, a nie emocjonalno-psychologiczny. I nie chodzi o pewne reakcje organizmów jak na ciąże, pojawiające się też przy innych podobnych doświadczeniach quasi-ciążowych.
Dla Macka być w ciąży znaczy być kobietą/człowiekiem. Być w ciąży wywołanej przez kosmos znaczy stać się dwojaką istotą łącząca to, co najbardziej ludzkie i to, co najmocniej kosmiczne. Przeżyć stratę tego doświadczenia to kolejny szok – jak wcześniejsze – wywołujący bolesny start świadomości w kosmos. Próba podciągnięcia przeżyć utraconych płodów pod koncepcję ludzkiej transformacji i pozytywnego-ostatecznie pobudzenia do rozwoju świadomości doktora Macka wzbudzała zasłużone kontrowersje (patrz: ZIEMIANIE KONTRATAKUJĄ). Bowiem nawet dzisiejsi szamani obeznani z dziwactwami swoich nieludzkich znajomych ze świata duchów przyznawali, że obcy terror wywoływany przez szaropodobne stworaki z UFO zdaje się nie mieć innego celu niż wyrządzanie krzywdy – tak fizycznej, jak i psychicznej.
Macierzyństwo. Bycie matką, obce obcym, było jednak eksplorowane w pobraniach niemniej często jak ciąża. Wielokrotnie kojarzone z mamkowaniem obcym hybrydom ludzko-kosmicznym wyrosłym z pobranych płodów, żłobkom słabowitych pokraczątek wzbudzających zrozumiałe emocje żalu, współczucia i czułości, a także straty. Żyły one sobie i umierały – o czym bezdusznie zapewniano ich udręczone ziemskie matki. W późniejszym rozwoju fenomenu doszło jednak do ewolucji wątku owoców kosmicznych zapłodnień w wariant mniej traumatyczny dla ich przymusowych rodziców, który można określić terminem „gwiezdne dzieci”. Słabowite patyczaki wyrosły w silne i piękne latorośle, nieraz wypełnione „światłem Kosmicznej ojczyzny”, ale pozostające w łączności z ziemską kolebką, a nawet na nią wracające, by wspierać tak bliski Mackowi rozwój duchowy ludzkości. Posiadania gwiezdnych dzieci lub bycia jednym z nich jest jednym z fenomenów, które obecnie najszybciej się rozwijają wśród osób przekonanych o stałej obecności na Ziemi Innych. I fenomen ów wydaje się faktycznie zmierzać w kierunku zmiany stylu życia na mniej obojętny i materialistyczny/konsumpcyjny. Jest to – oczywiście – związane najczęściej z zaangażowaniem w nauki Wschodu, medytację i praktyki jogińskie.
Romans. Doświadczenia z pobrań aż nazbyt często przypominały obsceniczne, pulpowe sex-techno historyjki wypełnione dziwacznymi gwałcicielami i aparaturą. Ten jednak aspekt kosmicznej seksualności to tylko część problemu. Po pierwsze: kobiety i mężczyźni zgwałceni przez obcych niejednokrotnie akomodowali swoje doznania jako nie wywołane dewiacją ich oprawców, ale wymuszone niejako wyższą koniecznością: odbudową ich rasy, poprawą naszej rasy, budową wspólnej rasy lub jeszcze jakąś inną kontrybucją dla dobra ludzkości i wszechświata. W ten sposób następował szok seksualny, wyrzeczenie się mocno związanej z ego własnej sfery erotycznej i podporządkowanie jej siłom, nad którymi nie ma się żadnej kontroli. Jakby zapoznani z koncepcjami doktora Macka kosmiczni kolekcjonerzy jajeczek i spermy wraz z oddaniem się wolicjonalnym ich ofiary zmieniali swoje opresyjne nastawienie i zaczynali reagować na sygnały pobranego, otwierając drogę do nowego szczebla ich relacji opartego na wzajemnym poszanowaniu (przynajmniej z ludzkiej perspektywy).
Świat (i wszechświat) bywa jednak bardziej skomplikowany niż prosty rozdział yin i yang: czuła Ziemia i straszliwe laboratoria spodków. Niektórzy pobierani odnaleźli w kontaktach z dozorczymi stworkami relacje romantyczne i erotyczne albo podobnie satysfakcjonujące jak ziemskie lub wielokrotnie je przewyższające. Doświadczenia naturalnego (dla nas) zetknięcia seksualnego z obcym kochankiem lub kochanką mogły przerodzić się w doznanie o mocy sakralnej, energetycznej, metafizycznej, rytualnej i boskiej, nieodróżnialnie mieszając sacrum z profanum. Znów, podobnie jak w dawnych kulturach przedmiejskich, które nie zamiatały sfery seksualnej pod kołdry, jak najdalej od świątyń, a celebrowały ją. Nawet jeśli ciała kosmitów nie reagowały w sposób nam właściwy – np. jedna z kosmicznych kochanek wspominała, że członek jej obcego kochanka nie emitował płynu – amalgamat przeżyć związanych z ich stosunkiem był nieporównywalny z żadnym ziemskim.
Ludziom zaangażowanym w związki z załogantami UFO dane było niekiedy zasmakować niespełnianych często przez ich ziemskich partnerów uroków pogłębionego uczuciowo romansu: wrażenie uwagi drugiego i wzajemnego zaspakajana potrzeb, a nawet miłości wyzbytej z ziemskiego prymitywizmu i całej sfery negatywnych jej pochodnych. Te historie – zaskakujące może mniej obznajomionego z tematyką ufologiczną Podróżnika w kosmos – nie były wcale takie rzadkie, jakby się mogło wydawać. I zawsze pozostawiały z palącym pytaniem: czy znajdujemy w tych doświadczeniach ich oryginalny sens, czy też odbicie tego, czego w nich poszukujemy?