Obce zamiary – część I
Recenzja książki Dolan Richard, The Alien Agendas. A Speculative Analysis of Those Visiting Earth, Richard Dolan Press 2020
Część I: Czego, do licha, chcieć mogą licha
PO CO?
Każdy, kto spekulatywnie otworzył drzwi prowadzące do konceptualnego uznania, że są z nami tu-i-teraz jacyś obcy, pochodzący z nieznanego nam (czyli obcego) miejsca, musiał stanąć przed kolejnymi drzwiami prowadzącymi do istnego labiryntu domniemań i hipotez. Na tych drzwiach widnieje tabliczka z pytaniem: „Po co?”. Dlaczego tu są? Co nimi kieruje? Czy chcą czegoś konkretnie od nas, czy interakcja z nami jest tylko dobrodziejstwem inwentarza jakiegoś ich przedsięwzięcia? A jeśli w jakimś przedsięwzięciu bierzemy udział (oni czynnie, my biernie), to czy jesteśmy na jego etapie wstępnym, czy też tez mamy do czynienia z jego grand finale?
Podejrzewam, że nad tymi zagadnieniami po prostu nie da się (możliwie jak najrzadziej) nie zastanawiać. Ludzi przecież charakteryzuje celowość. Osiągnięcie skutku – bezpośredniego czy dalekosiężnego – jest motorem naszych zachowań. Jak rozpoznać ten motor w zjawisku, które zdaje się kłamać nam jak najęte (może w jakimś sensie takie jest)? Jak rozpoznać, czy jego zachowania są elementem przyziemnej konieczności warunkującej jego trwanie (jak dla nas sen czy odżywianie)? Które są wynikiem poważnego zamiaru, a które kaprysu lub służą czemuś, co w uproszczeniu moglibyśmy określić rekreacją? A może wszystkie te określenia są zupełnie daremne w zetknięciu z czymś, co:
1. podlega naszej obserwacji w bardzo krótkim (naszym) czasie;
2. jest wynikiem pewnej małej puli zachowań i sytuacji, pozostawiając wrażenie, że obserwujemy tylko niereprezentatywne wycinki w trwaniu zachowań zjawiska (np. lądowanie na Księżycu w stosunku do całego życia astronauty: od narodzin po śmierć; upraszczając – nie wiemy, czym się zajmują „kosmici” pomiędzy wtykaniem ich szczątkowych nosków w nasze sprawy);
3. może być dalekie od jednorodności i szereg różnych aktywności przypisujemy jednemu zbiorowi zjawisk, podczas gdy stać za nim mogą kompletnie inne siły o innych agendach i uwarunkowaniach (np. różne rasy istot lub zupełnie inne ich charakterystyki – jedne związane z rzeczywistością 3D, inne zupełnie z naszej perspektywy niematerialne, pozaczasowe, o umysłowości roju, wchodzące ze sobą w interakcje lub ignorujące się/nie wiedzące o sobie wzajem);
4. wielokrotnie przekonywało nas, że z jakichś względów woli, byśmy ścigali lustrzane refleksy naszych wyobrażeń zależnych od naszej kondycji i wiedzy, niż zajrzeli za kotarę zainscenizowanego teatrzyku. I to niezależnie od tego, czy chodzi o ukrywanie mrocznych i wielkich sekretów. Tego rodzaju podejrzenie jest również bardziej refleksem tego, czego my byśmy się spodziewali po potężnych siłach, nad którymi nie mamy kontroli (elity ekonomiczne, polityczne czy wojskowe), niż może wynikać z ich zamysłów czy natury.
Przestrzeń, w której odbywają się UFO-doświadczenia, ma magiczno-baśniowy charakter. Nie da się od niego uciec, a sens, cel i przyczyna zdarzeń i zachowań w nim bywa przed śmiertelnikami jak ongiś ukryta. Dopytywanie zaś lubi prowadzić jeszcze głębiej „króliczej nory”. Potrzeba żelaznej dyscypliny i nietuzinkowego wyczucia, by spróbować uporządkować wyobrażenia na temat – podstawowy i frustrujący nas od zawsze – „po co?”. Czym są właściwe aktywności i cele obcych, czym są ich tematy zastępcze i czemu z taką lubością nas nimi karmią?
Tego tytanicznego zadania podjął się Richard Dolan, natchniony rozważaniem nad etapami dziejów jedynej dostępnej do badań rasy inteligentnej (czyli naszej) i niedawnym quasi-odtajnieniem pewnej porcji wiedzy amerykańskich sił wywiadowczych w wykonaniu Luisa Elizando i spółki spod szyldu To The Stars Academy. Zapraszam na poszukiwanie tajemnicy tajemnic – agend obcych.
PLON CZY SIEW?
Rozpoczynając rozważania na temat zamiarów i przedsięwzięć u nas obcej siły nazywanej dziś UFO-fenomenem, należy wyjść od pytania: od kiedy ta siła tu jest? Przyjęcie odpowiedzi skutkuje założeniem czasu trwania ich zajęć – jeśli jest tu od dawna, może finiszować długoterminową operację. Jeśli – jak przyjmuje się w przypadku teorii przybyszów z (naszego) kosmosu – zlecieli się tu zwołani przez echo naszych eksplozji atomowych ok. 70 lat temu, można założyć, że cokolwiek zamierzyli, mogą dopiero eksperymentować, ergo popełniać błędy. Dolan nie ma prostej odpowiedzi – i chwała mu za to. Dystansuje się od teorii tzw. starożytnych astronautów – istotnie nie współgra ona z tym, co prezentuje dzisiejsze UFO-zjawisko – zastanawia się jednak nad jego wpływem na nasz gatunek w prehistorycznych czasach.
Rozpoczynając rozważania na temat zamiarów i przedsięwzięć u nas obcej siły nazywanej dziś UFO-fenomenem, należy wyjść od pytania: od kiedy ta siła tu jest? Przyjęcie odpowiedzi skutkuje założeniem czasu trwania ich zajęć – jeśli jest tu od dawna, może finiszować długoterminową operację. Jeśli – jak przyjmuje się w przypadku teorii przybyszów z (naszego) kosmosu – zlecieli się tu zwołani przez echo naszych eksplozji atomowych ok. 70 lat temu, można założyć, że cokolwiek zamierzyli, mogą dopiero eksperymentować, ergo popełniać błędy. Dolan nie ma prostej odpowiedzi – i chwała mu za to. Dystansuje się od teorii tzw. starożytnych astronautów – istotnie nie współgra ona z tym, co prezentuje dzisiejsze UFO-zjawisko – zastanawia się jednak nad jego wpływem na nasz gatunek w prehistorycznych czasach.I nie bez powodu, bowiem przeszłość homo sapiens niknie w mrokach dziejów, w których czaić się może niejedna odpowiedź na kluczowe pytania: skąd początek świadomości, myśli, wrażliwości? Ci, którzy chcieliby widzieć coś w tym małym kroku dla naszego przodka a wielkim dla ludzkość – od zwierzęcia do czegoś innego – mają czystą kartę do zapisania jej swoimi pomysłami, tak długo, jak nie odkryjemy naukowej metody pozwalającej nam mroki dziejów nieco rozjaśnić. Dolan zwraca uwagę na – przynajmniej wedle naszej dzisiejszej wiedzy – swoisty boom świadomości ok. 40 tysięcy lat temu, na co wskazywać ma względnie nagła „eksplozja aktywności twórczej”, miernik stanu ludzkiej wrażliwości i – być może – świadomości siebie i otoczenia. Trudno jednak wyrokować na bazie naszego stanu wiedzy na 2022 rok, podczas gdy rok rocznie odkrywane są inne okołoludzkie gatunki i przypuszczenia na temat ich statusu wydają się wywracać do góry nogami szybciej niż kiedykolwiek.
Obcy – skądkolwiek by nie byli, kimkolwiek by nie byli – od początku Ery UFO „przyznają się do nas” w ten czy w inny sposób: albo, że nas stworzyli, albo zmodyfikowali, przywieźli lub spreparowali w bardziej egzotyczny sposób. Te istoty kłamią – to chyba jedno z nielicznych pewnych ustaleń. Być może nasza podskórna niepewność co do naszej genezy wyłania się podczas spotkania z innymi podobnymi-nam-lecz-różnymi, podszeptując spryciarzom, jakie czułe struny naszej psychologii wprawiać w drżenie. Ta niepewność tylko pogłębia się, gdy w „statkach z kosmosu” spotykamy ludzi dokładnie takich jak my.
CZŁOWIEK CZŁOWIEKOWI OBCYM
Już w czasach największej popularności badań „obcych zamiarów” podczas Epoki Uprowadzań, gdy „okazało się”, że „oni” nie przylecieli tu niedawno i czynią takie jakieś rozpoznanie, lecz konkretnie na Ziemi majstrują, temat „kosmitów nieróżnych od Ziemian” był zamiatany pod dywan. Podówczas starano się go marginalizować, kojarząc z bajdurzeniami Adamskiego i innych mocno podejrzanych kontaktowców. Budowano jakąś spójną koncepcję obcej rasy i jej tu interesu ludzie-kosmici i poruszano kilka innych wątków (patrz: link Karla). Ci ludzie-z-kosmosu wydawali się być obciążeniem dla względnej komplementarności pieczołowicie budowanych zamków na piasku. Rzeczywistość (czymkolwiek by nie była w poszerzonym kosmosie) była i jest odwrotnością pomysłowości ludzkich badaczy UFO tamtych i dzisiejszych czasów. Ludzie-kosmici to nie uciążliwa mniejszość, to dominująca grupa istot spotykana w trakcie doświadczeń, czego dowodem jest ankieta będąca podstawą niniejszej publikacji, niepomna na pragnienia ufologów. W spotkaniach każdego rodzaju ludzi-kosmitów jest najwięcej. I to od dawna.
Z Ery Folkloru dochodzą pierwsze z nimi kontakty o – jakżeby inaczej – wróżkowym charakterze. Dobrym ich przykładem jest podstępne zwabienie norweskiej dziewczyny w głąb zamieszkiwanej przez nich góry przy pomocy przemiany w znane jej osoby. W przekonywaniu jej do pozostania z nimi pod górą również podstępnie przedzierzgali się w członków jej rodziny, kusili jadłem i zabawą, bez modlitwy – koniecznej dla ludzi-Ziemian. Co ciekawe, jak w klasycznym folklorze potrzebowali – choćby haniebnymi sposobami – uzyskać decyzję pobranej na zatrzymanie jej. Ich przestrzeń, jak późniejsze UFO-krainy, charakteryzowała rozbieżność czasowa z naszą codziennością.
Ludzie-kosmici mieszali się w sprawy ludzi-Ziemian w różny sposób przez cały XX wiek. Obdarzali ponoć trafnymi przepowiedniami niejakiego Leo Dworshaka i machali ze szczytu swojego spodka nad Nową Gwineą do grupy osłupiałych świadków. Nawet zahaczyli o kulinaria, zamieniając się z bogu-ducha-winnym Amerykaninem pieczonymi przez siebie placuszkami za wodę. Ten powracający wątek jadła w spotkaniach z tymi obcymi-ludźmi jest bezpośrednią kontynuacją tradycji folkloru. Gdy dodać jeszcze, że przebadane w każdy możliwy sposób „kosmiczne” wypieki nie zawierały soli zupełnie, dojdzie kolejna wróżkowa cecha. Sól bowiem była dla nich szkodliwa lub zabójcza.
W XX wieku kosmiczni bracia i siostry przywdziali kostiumy kojarzone z pierwszymi krokami ludzkości w gwiazdy, zaczęli stroić się na astronautów, przypinać do skafandrów emblematy, do czepków lub do głów bezpośrednio przyczepiać antenki. Nie brakowało ich też w sferach zbliżonych do dworów lub innych ośrodków władzy, gdzie przewijali się tajemniczy lydzcy-a-jednak-obcy jegomościowie o wysokiej klasie i wiedzy, wzbudzających wrażenie obcowania z wtajemniczonymi mistrzami. Byli także spotykani wśród wojska, zbijali z tropu umiejętnościami telepatycznymi, potrafili wymazać wspomnienia ze spotkań z nimi nie tylko na pokładach statków czy w tajnych ośrodkach wojskowych, również po przypadkowym wpadnięciu na nich w kasynie czy w hotelu. Wszędzie imponowali strojem i figurami. Czasem nie poprzestawali na imponowaniu, za czym idzie słynna sprawa penisa obwiązanego obcym włosem.
KRĘPUJĄCE DOWODY
To jedno z dziwniejszych i bardziej krępujących doświadczeń niejakiego Petera Khoury’ego z 1992 roku zostało nawet przedstawione polskim UFO-entuzjastom na łamach sławnego „Magazynu UFO” w latach 90. Jest wyjątkowe nawet jak na UFO-fenomen. Wątek seksu w całym UFO-zamieszaniu przełamywał różne tabu, ale chyba nikt wcześniej nie obudził się we własnym łóżku z dwiema kosmicznymi seks-bombami, co zdarzyło się nieszczęsnemu Peterowi. Jedna z nich – brunetka – może adeptka – miała być świadkiem seksu większej z kosmitek – blondynki – z wystraszonym Ziemianinem. Do wymuszanego przez nią aktu nie doszło jednak wskutek oporu samca homo sapiens, który nawet odgryzł kawałek sutka blond-napastniczce – ponoć smakujący gumą. Nie spodziewając się może takiego obrotu spraw, kosmo-dziewoje zniknęły, pozostawiając jednak po sobie pamiątkę pod postacią blond włosa boleśnie obwiązującego członka zaatakowanego.
Niczym placuszki z kosmicznej kuchni ta pozostałość po najściu została sumiennie zbadana z zaskakującym wynikiem wskazującym, że posiadacz włosa należy do etnicznej grupy najbardziej archaicznej dla naszego gatunku, praktycznie już niewystępującej. Prowadzi to Dolana do teoretyzowania o pochodzeniu ludzi-kosmitów od ludzi-Ziemian przeszczepionych w obce środowisko u świtu homo sopiens. Szczep ewoluujący (lub zatrzymany w rozwoju) w zupełnie innych warunkach niż my, stąd od nas tak różny i tak bliski zarazem.
Tak jak „inne gatunki” przybyszów (ukrytych na Ziemi naszych współlokatorów), ludzie-kosmici zachowują się surrealistycznie i niekiedy absurdalnie. Bardziej jednak niż inni wkraczają w naszą ziemską codzienność. Jedna z doświadczanych napotkała cały ich oddział w angielskim pociągu. Jak w przypadku innych ras pobierających są zafiksowani na seks z nami. Jednak w ich przypadku, choć wymuszany, ma on przebieg nam bliższy – często z udziałem podobnych gościom Khoury’ego – kiczowatych supermodelek (bywały porównania kosmitek do Pameli Anderson z czasów jej rządów nad pewnymi fantazjami). Zbija z tropu (tylko pozornie) relacja z orgii z ich udziałem na pokładzie latającego spodka.
Dolan odróżnia ich od walk-inów (którzy są tak jak 30 lat temu najbardziej chyba poplątanym tematem wśród innych wcale nie prostych) i ludzkich hybryd – w jego ujęciu świeżym nabytku kosmicznej bioróżnorodności. Spekuluje, że ich motywacją jest zainteresowanie naszym szczególnym momentem dziejowym zbliżającym nas do przełomu, przejścia do kolejnej fazy gatunkowej, która kompletnie przeobrazi model jednostki i społeczeństwa w przeciągu 100-200 lat, odklejając nową ludzkość od dotychczasowego, obciążonego dziedzictwa. Uważa je – niebezpodstawnie – za grupę istot nieniszczycielską.
Ciąg dalszy pościgu za zamiarami obcych za tydzień