Gdzieś na niebie – część II
„Znaki” remake
A co z kosmitami? Literatura przedmiotu, chcąc wypromować świeże i nieobciążone wizerunkiem zielonych ludzików podejście do fenomenu, który zyskał nowe i lśniące miano UAP, stara się prześlizgnąć nad humanoidami dotąd za-ludniającymi tysiące stron woluminów. Powstało w ten sposób wrażenie „grubej kreski”. Oraz neo-naukowy ruch uapologiczny żądny nadających się do analizy odczytów. Ruch ten porzucił senne rojenia o kontaktach i pobraniach, a one szybko zostały zagospodarowane przez środowiska hołdujące staraniom poszerzenia świadomości. Gdzieś na niebie nie wpada w tę schizofreniczną pułapkę. Jej głównym tematem są ludzkie przeżycia związane z UFO, a one często, gęsto wiążą się z istotami, które nie mają ochoty stosować się do nowego paradygmatu i schować się w rozsądniejszych dla naukowców UAPach. O, nie. Stwory z poszerzonego kosmosu wciąż wyczyniają wszelkie paranormalne brewerie opisane 20 lat temu przez Karlę Turner i wciąż poszerzają swój wachlarz sztuczek.
Niektóre nawet odgrywają sceny z filmów…
Chase Kloetzke jako świeżo upieczona działaczka trenowa MUFONu ruszyła do szumiącego zbożem stanu Tennessee, mając na oku grubszą aferę. Lokalny biznesmen i jego rodzina od dłuższego czasu obserwowali nad należącym do nich polem kukurydzy tańce enigmatycznych obiektów. Co dość, to dość – wezwali pomoc. Chase po raz pierwszy musiała odpowiedzieć przecząco na pełne nadziei pytanie, czy może z tym skończyć. Nie dość, że nie mogła, sama wpadła do nory białego królika…
Stare porzekadło głosi, że pacjent zdrowieje na sam widok lekarza. I przeważnie UFO-dochodzeniówka nawet nie ma szans uchwycić cienia zdarzeń, bo te znikają, nim badacze przybędą na miejsce. Nie tym razem. Podczas wieczornej zasadzki na polu kukurydzy wraz z kolegą z MUFONu i innym świadkiem Chase nie tylko dostąpiła długiej obserwacji tańczących świateł. Bezpośrednio nad nią przemieścił się onieśmielający masywny obiekt. Rzecz jasna taka kumulacja zjawisk wywołała natychmiastowe wyłączenie się tony sprzętu zwiezionej do nagrywania.
UFO-profesjonaliści nie są psychicznie szkoleni do zachowania zimnej krwi w warunkach polowych, więc gdy kurtyna swojskiej codzienności się podniosła, całą trójkę ogarnął niepokój. Zebrawszy bezużyteczny sprzęt spieszniej niż chcieliby przyznać, ruszyli przez kukurydzę do ich wozu. Wtedy właśnie wpadli na kosmitę. Stał przed nimi – nie wyższy niż metr, nagi, szaroskóry ludek o masywnej łysej głowie i rachitycznych kończynach. Tego było już za wiele i trio czmychnęło z nawiedzonego pola.
Powidok istoty utrwalił się pod powiekami Chase, niezatarty, nieprzyćmiony ziemskim życiem. Nigdy nie przestała się zastanawiać. Oczy stworzenia nie były wielkimi migdałami czerni znanymi z opisów dziesiątków tysięcy pobranych, a jej nogi były przeraźliwie chude. Tak chude, że wydawało się niemożliwe, by utrzymywały korpus i głowę. Chase na naszym gruncie napotkała dziwaka z poszerzonego kosmosu i jego niedbałe zaprzeczenie zasadom czasoprzestrzeni, którym podlegamy, spowodowało niegasnący szok poznawczy. Nie tylko dotyczący przeżycia doświadczanej osoby, ale wrażenia: „to za dobre, by było prawdziwe”.
Żaden badacz nigdy w tak krótkim czasie nie zaliczył tylu fenomenów na raz. C’mon!
O duchach/nie-duchach
Inni rozmówcy Ryana przeszli bardziej „tradycyjną” drogę z „kosmitami”, znaną nam z przypadków Jima Sparksa i grupy Karli Turner. Ich dozorcy niepokoili od dzieciństwa, torturując rozmyciem jasności wspomnień sugerujących sny, urojenia lub dolegliwości psychiczne. Mała Claudette, zaledwie czteroletnia, została prosto ze swojego łóżeczka wessana w grozę poszerzonego kosmosu. Stwory za to odpowiedzialne wcale nie pozowały na ultra-zaawansowanych przedstawicieli potężnej cywilizacji. Okutani byli w szaty przypominające mnisie wory pokutne, zgrzebne, twarde i szorstkie, z przepastnymi kapturami na łbach. Takie pachnące średniowieczem, niepasujące do wypastowanych pokładów statków kosmicznych przebrania nosi z upodobaniem wiele „gatunków” tajemniczych istot. Spotkania i pobrania dorosłej już Claudette z różną intensywnością trwają w najlepsze do momentu wydania drugiej edycji recenzowanej pozycji.
Kontakty z tajemniczymi postaciami przeobrażają dotychczasowy układ ludzkich priorytetów tak na poziomie podświadomym, jak i świadomym. Efektem pobrań jednego z doświadczanych Ryana było przemodelowanie stosunku do religii. Wychowany w surowym i bogatym w rytuały baptyzmie, w wyniku swojej kosmicznej peregrynacji zupełnie porzucił religijność na rzecz duchowości. Po raz pierwszy poczuł się zintegrowany z wiarą na głębokim poziomie. Jej wyrazy formalne ustalone restrykcyjnie stały się dla niego zbędne. Jego dozorcy niejednokrotnie i na jego oczach zmieniali kształty, nieco nieporadnie starając się zbliżyć do zupełnie ludzkiego wyglądu.
Inny bohater Gdzieś na niebie – Michael – z początku był roztrzęsiony nocnymi przybyciami surrealistycznych bytów do jego zamkniętego na cztery spusty mieszkania w dużym mieście. Odkąd zjawiły się – jak duchy – po raz pierwszy, jego stan emocjonalny stał się kompletnie od nich zależny. Co noc wyczekiwał ich nadejścia, trzęsąc się. Dni przeżywał w półśnie, rozbity i odrealniony. W końcu dostrzegł baśniowy schemat – stworzenia zjawiały się w noce pełni księżyca, małe, chude, wielkogłowe, wielkookie. Nie były jednak w standardowym szarym wydaniu, lecz ich skóra miała kolor kredy.
Michael miał obawy przed dołączeniem do grupy wsparcia dla pobieranych, o której dowiedział się od znajomego, niekojarzącego mu się dotąd z UFO. Nie tylko ze względu na ogólny dyskomfort związany ze swoją sytuacją. Związane z UFO media przedstawiały i do dziś przedstawiają fenomen pobrań jako problem rasy białej, jako Afroamerykanin czuł się podwójnie nie na miejscu. Okazało się jednak, że dwa uficzne mity utrwalane przez środki przekazu padły. Nie tylko dozorcy nie mają uprzedzeń rasowych. Nie mają też oporów, by nocami grasować po Nowym Jorku – może w formie odskoczni od ulubionych agrarnych lub leśnych rewirów. Gwiezdna droga doprowadziła go akceptacji najść, skojarzenia ich z poprawą jego zawsze nie-najlepszego zdrowia i rozwoju duchowego, wręcz rozwinięcia u niego mistycznej świadomości, która pchnęła go do wstąpienia do seminarium. Został posługującym w szpitalu onkologicznym, wywierając pozytywny wpływ na pacjentów manipulacją energetyczną, której źródła upatrywał w przybyszach. Jego życie stało się pełne i spełnione.
Niektórzy z podopiecznych Ryana starali się odcinać od „wypadków” z poszerzonego kosmosu. Jednak one dopadały ich w odkryciach innych, mocno sugerując zewnętrzną naturę fenomenu, a nie wyłącznie mentalną. Jedna z nich – Shane – jako dziewczynka po „śnie o uprowadzeniu” została znaleziona przez matkę w łóżku w ubraniu na lewą stronę i pobrudzona, jakby była na zewnątrz. A później operujący ją chirurdzy przy okazji zabiegu odkryli ślady niemożliwe do wykonania za pomocą technologii oferowanej przez współczesną medycynę. Ślady te były zbieżne ze snami o operacjach w tajemniczej przestrzeni. Tego typu „ściganie” odpryskami intruzji osób starających się żyć normalnym życiem może być zrazu wysoce destruktywne. Jednak w przypadku Shane niełatwa i niepełna akceptacja ich doprowadziła ją wreszcie poczucia ulgi.
It's so bright, it's so dark
Na dowód, że UFO-zdarzenia „dzieją się naprawdę”, często przytacza się przypadki, gdzie dwoje lub więcej świadków lub uczestników relacjonuje identyczny ich przebieg. Ale nierzadkie są przypadki, gdy dwoje lub więcej świadków czy uczestników jednego incydentu opisuje coś innego. Ekstremalnym przykładem takiej sytuacji jest zdarzenie, w którym uczestniczył „koronny świadek” Karli Turner – Ted Rice (patrz: NIECHCIANY PRZYPADEK). On obserwował kulkę światła, ujmującą w świetlistą mgłę kobietę (nie dostrzegała jej), która widziała przed sobą niezwykłe istoty (których on z kolei nie widział). Ewidentnie zjawisko jest w stanie oddziaływać na zmysły w sposób mimetyczny. Takie zdarzenie opisuje też Ryan.
Historia dotyczy dorosłej kobiety – Patty i jej dwóch córek: starszej Jenifer i młodszej Jessiki. Rozpoczyna się niewinnie: od obserwacji snopu światła na niebie przez Patty z należącej do niej posesji. Zapadający w pamięć jednostkowy przypadek, podobny setkom tysięcy innych? Bynajmniej. Od tamtego czasu Patty, skonfliktowana wewnętrznie, zerkała w nocne niebo w poszukiwaniu ponownego przebłysku tajemnicy, obawiając się go zarazem. I on nastąpił. Tym razem pod postacią gigantycznego, rozświetlonego trójkąta, który nadleciał onieśmielająco powoli znad ośnieżonych drzew przylegających do działki, prosto nad oniemiałą z zachwytu Patty.
Drugi raz gwiazdy zatańczyły dla niej, więc była przygotowana, by zdobyć dowód. Sprzęt jednak (no a jak) zawiódł. Postanowiła zatem „zdobyć” drugiego świadka i przywołała z domu starszą córkę Jenifer. I tak została ona świadkiem, ale nie tego, co matka.
Podczas gdy Patty syciła oczy feerią świateł, Jenifer szeptała: „jest taki czarny, taki czarny…”.
Patty zapytała córkę o cichy mruczący dźwięk dochodzący z trójkąta, Jenifer jednak zdawała się nie słyszeć jej pytań zagłuszanych przez przeraźliwy hałas obiektu.
Matka nie mogła nacieszyć zmysłów cudownym przedstawieniem, córka pragnęła uciec przed zstępującym z nieba horrorem.
Gdy Patty wskazała Jenifer wielkie białe światło umiejscowione centralnie na obiekcie, dziewczyna wyjaśniła jej, że to portal.
– Skąd wiesz? – spytała zaskoczona matka.
– Wiem – odpowiedziała córka.
Ale to młodsza z rodzeństwa – Jessica – miała doświadczyć bardziej niepokojącej intruzji. Którejś nocy przyuważyła kogoś przechodzącego korytarzem z pokoju jej siostry. Przekonana, że to ona, zbliżyła się… by stanąć oko w oko z małą, szarą istotą w tradycyjnej szacie z kapturem. Chwilkę patrzyły na siebie, oczy stworzenia lśniły jak „zwierzęcia zaskoczonego w nocy przez światło”, jednak w tym wypadku produkowały swój własny wewnętrzny blask. Potem dziewczyna umknęła do sypialni rodziców.
Schowanie się pod kołdrą wydawało się najlepszym rozwiązaniem. Gdy dziewczynka trzęsła się w ukryciu, usłyszała uspokajający głos matki mówiący jej „dobranoc”. To ją upewniło, że wyobraźnia spłatała jej figla, skoro Patty przyszła do niej ewidentnie niezmieszana spotkaniem z karłem w korytarzu. Jednak, gdy budząca zaufanie postać rodzica wkroczyła do pokoju dziewczynki, za nią wpłynęło coś obcego. Kolejna szara figurka, tym razem kompletnie naga, z zaciekawieniem przyglądająca się przedmiotom w pokoju, studiująca meble, wyraźnie nieświadoma tego, że Jessica ją widzi. Spokojnie kontynuowała inspekcję pokoju, gdy matka nachyliła się nad dzieckiem w przyjaznym geście. Reakcja Jessiki była paniczna, uniknęła kontaktu z matką, co istota wyczuła i szybko schowała się za szafkę. Jessica wycofała się do kryjówki z kołdry i w niej dotrwała świtu.
To, co wydawało się „tylko” obserwacją na nocnym niebie, przerodziło się w ciąg zdarzeń o wysokiej dziwności i tajemniczości, zapraszając zjawiska z różnych poletek paranormalnego folkloru. Relatywizm odbioru samego trójkąta tłumaczyła Jenifer innym sposobem odbioru emitowanego przez niego spektrum energetycznego. W osobie gotowej na doświadczenie może ona – jej zdaniem – doprowadzić do duchowego przebudzenia, inaczej może wzbudzić lęk i zagubienie. Jest to chyba niezłe podsumowanie przekroju ludzkiego podejścia do gwiezdnego zjawiska mającego tyleż twarzy, ile odcieni ma nasza podświadomość i instynkt.
Mętlik
Tym bardziej że reakcje na UFO wydają się czasem nieadekwatne i niezrozumiałe, jak same wspomnienia lub ich brak o źródle tychże zachowań. Jeden z doświadczanych, który stał się bliskim przyjacielem Ryana – Mike, musiał skonfrontować się ze zbijającym z tropu faktem stracenia czasu.
Kiedy wracał z przyjacielem z boiska, spiesząc się na ulubiony program w TV, mimo że nic nie zakłóciło jego podróży, dotarł do domu już po jego emisji. Gdy podjął temat nie dającego mu spokoju zakłócenia czasoprzestrzennego z przyjacielem, z którym podówczas wracał, dowiedział się, że: „no przecież widzieliśmy UFO! Światła i wszystko!”. Nic z tego nie pamiętał – jak zatem zareagować?
Bywa jeszcze dziwniej. Wiele lat później obudził go alarm w leśnym domku sygnalizujący wkroczenie na posesję jakiegoś intruza. Mike podniósł głowę z poduszki i wyglądnął na oświetlony alarmowymi lampami ośnieżony trawnik. Spostrzegł cienie kilku małych figurek zbliżających się do jego bezpiecznego gniazdka. Nie było rady, trzeba było spać dalej, głowa buch w poduszkę. Od takich nieadekwatnych do sytuacji zagrożenia, zupełnie biernych reakcji ich uczestników puchną woluminy biblioteki ufologicznej. Wystarczy wspomnieć trójkąt nad kinem.
Inna przyjaciółka Ryana – Rachel – przeżywała jako dziewczyna koszmary nocnych nawiedzin, podczas których sparaliżowana, była dotykana i szturchana przez nieznane coś. Któregoś dnia, rankiem po nocnych strachach, wybuchła gniewem na swojego ojca, domagając się odpowiedzi na pytanie, dlaczego nie przyszedł jej pomóc. „Byłem zbyt przerażony” – przyznał ojciec, wywracając jej światopogląd nie-gorzej niż nocne molestowanie przez istoty znikąd.
Kuriozalne panoptikum stworzeń i zajść z poszerzonego kosmosu wielu badaczom i doświadczanym przywodziło na myśl sny i halucynogenne introspekcje o charakterze szamańskim. Nic dziwnego, że dla Rachel umiejscowienie scenariusza uprowadzenia w szerokim spektrum zjawisk astralnych stało się nicią Ariadny w labiryncie, w którym i czas, i przestrzeń zapętlają się, cofają i kluczą.
„Moje przemyślenia” – wyjaśnia pobierana – „o uprowadzeniach są takie, że pewni ludzie – nie wszyscy, ale niektórzy z pewnością – zapadają w szamanistyczne podróże bez treningu, nieświadomi tego, że podróżują. Znajdują się w nieznanych przestrzeniach i ich świadomość stara się powiązać nieoczekiwane doświadczenia ze znanymi formami, takimi jak koszmary lub uprowadzenia. Wędrowanie przez szamańskie światy bez żadnego treningu może wzbudzać wątpliwości i przerażenie. Strach wyczynia z nami dziwne rzeczy, a my często reagujemy strachem na rzeczy nam nieznane. Istoty widywane w szamańskich światach rzadko są w ludzkiej formie. Wpada się tam na dziwaczne lub odpychające stworzenia. Zamiast sprawdzić, czego istota taka może od nas chcieć, my odpływamy w napędzane strachem doświadczenie «obcego»”.