Indiana Jones i „kosmiczne” „ciała” – część II

Indiana Jones i „kosmiczne” „ciała” – część II

Z jaskiń i pustyń

Do początku naszego wieku opierano się na doniesieniach i kiepskich filmach mających dowodzić, że „komuś” na naszej planecie wpadły w dłonie w czarnych rękawiczkach biologiczne próbki mające moc wywołania rewolucji światopoglądowej i naukowej na skalę, jakiej ludzkość jeszcze nie przeżyła – dowieść, że nie jesteśmy sami (biorąc pod uwagę względny rozum…). Teraz jednak dowody miały wpaść w czyste dłonie badaczy o niemniej czystych intencjach. Niestety te, podobnie jak intencje dobre, bywają budulcem dróg piekielnych…

 

W pierwszych latach XXI wieku niemałą sensacją medialną stała się Ata – maleńkie zasuszone ciałko, a w zasadzie sklęśnięty szkielecik istotki humanoidalnej, mieszczące się na ludzkiej dłoni, znalezione na peruwiańskiej pustyni Atacama. Jej widok przejmuje dreszczem i współczuciem. Delikatne rączki i nóżki szczepione z maluśkim korpusem, na którym osadzona jest wydłużona czaszka o wiele większa niż proporcjonalnie powinna być. Wypisz-wymaluj maleńki kosmita. Ale skąd i jak?

Takiego znaleziska jak Ata nikt się nie spodziewał. Nic dziwnego, że momentalnie wzbudziła "kosmiczne" skojarzenia.

 

Na te pytania poszukiwał odpowiedzi jeden z najsłynniejszych obecnie amerykańskich ufologów, orędownik inicjowanego przez ludzi kontaktu z kosmitami na drodze duchowej – dr Steven Greer. Latami upierał się przy kosmicznej genezie maleńkiej Aty, sugerując chyba jej porzucenie na Ziemię w trakcie jakiejś pradawnej misji kosmitów w Ameryce Południowej.

 

Prawda okazała się jednak dziwniejsza, a kluczem do niej były badania genetyczne. Ata była człowiekiem, jak Ty czy ja. Jednak ze względu na jednoczesne wystąpienie aż siedmiu mutacji genetycznych – pech o kosmicznie małym prawdopodobieństwie – jej organizm i kościec rozwinęły się do kształtu przypominającego malutką dorosłą osobę jeszcze w życiu prenatalnym.

 

Czy urodziła się martwa, czy zmarła przy porodzie – nie sposób powiedzieć. Została jednak pochowana w swym pustynnym grobowcu z pewną troską świadczącą o złożeniu jej tam przez bliskich. Nigdy nie poznamy jej losu. Jej obecność jest dla nas jednak ostrzeżeniem. Tak względem potężnych mocy naszego genomu, jak i poddawaniu się iluzji znalezienia za wszelką cenę potwierdzenia swoich wierzeń.

Wielki dorobek wielkiego Jaimego

Badania Aty i dochodzenie do prawdy o niej jest niemniej fascynującym procesem niż byłoby badanie faktycznego ciała obcego.

Nie bez powodu temat znajdowanych i „badanych” ciał pomawianych o kosmiczne pochodzenie nierozerwalnie scalił się z renomą najbardziej znanego meksykańskiego (i w ogóle południowoamerykańskiego) ufologa Jaimiego Maussan. Uczynił on z tego hobby swoistą specjalizację, niejako preparując wrażenie, że Andy są skarbcem skostniałych kosmitów. Spreparował zresztą nie tylko to.

 

Pozostawiając jednak na chwilę z boku tę wybijającą się sferę jego aktywności, warto podkreślić zupełnie unikalny w skali świata status, który osiągnął wśród setek milionów swoich ziomków ten sympatyczny w obejściu starszy pan. Nie dość, że przyznano mu niezliczone nagrody w dziedzinie dziennikarstwa i jest stale obecny w mainstreamowych mediach telewizyjnych, to jego popularność splotła się z wpływowością, koneksjami i uczestnictwem w życiu tzw. sfer decyzyjnych jego kraju. Wolno mu po prostu więcej niż komukolwiek ze świata egzopolityki, czyli politycznych wektorów tematyki ufologicznej. Któż inny mógłby namówić parlamentarzystów swojej ojczyzny do zorganizowaniu mu eventu w swojej siedzibie i przymknięcie oczu na wniesienie doń próbek wątpliwego pochodzenia, grożących skandalem na międzynarodową skalę?

 

Jaime Maussan jest w istocie jedyny w swoim rodzaju.

 

Jego droga do Odsłonięcia Truposzy była usłana fejkami.

 

W 2005 roku na konferencji ufologicznej wygłosił prelekcję okraszoną pięknymi animacjami i muzyką. Zaprezentował potężną ilość znakomitych nagrań UAP, w tym wyglądających obłędnie „flot”, czyli setek kul na niebie, często unoszących się nad dużymi meksykańskimi miastami. Pomieszał je jednak z całą serią zdjęć szarych kosmitów – typowych dla XX-wiecznych scenariuszy uprowadzeń. A skonkludował ową prezentację poważną analizą rzekomo pozytywnego przesłania odczytanego z wielkiej formacji zbożowej z Anglii, przedstawiającej twarz nie-innego szarego kosmity z okręgiem ze zdekodowaną wiadomością.

No cóż. Zdjęcia szarych nachodzących Ziemian przy płotach jak wynurzyły się z konwulsyjnie rozwijającego się podówczas Internetu i zwiększającej się dostępności narzędzi do generowania obrazów komputerowych, tak się weń zanurzyły i zniknęły. Agroformacja z kolei została ogłoszona jednym z największych arcydzieł tej specyficznej sztuki wykonanej przez ludzkich artystów zainspirowanych tajemnicą kręgów w zbożu. Konferencja po dziś dzień wisi na youtubie z milionami wyświetleń, wciąż zadziwiając nagraniami UAP i mamiąc sentymentem do momentu jej wygłoszenia, gdy złapanie szarych porywaczy w obiektyw wydawało się już nieodległe…

Jedno z ujęć szarych kosmitów, zawiedzionych nieudanymi łowami na człowieka i wracających już - jak twierdził prezentujący ów obraz Jaime Maussan - na swój przytulny statek (wyznaczony przez trójkąt świateł). Na początku XXI wieku wydawało się, że zdjęcia istot ze scenariuszy uprowadzeń po prostu muszą się pojawić.

Stwory-potwory

Jako że jednak szarych nie złapano, ulotnili się oni w pewnej mierze z naszej powszechnej świadomości i trzeba było łowić co innego. Czemuż nie wykorzystać w tym celu starych, dobrych wnyków? W nie ponad dekadę temu na pewnym ranczu miał się złapać kolejny „obcy” imć Maussana. Tzw. stworzenie z Metepec było brzydkim i bez wątpienia czworonożnym nieco humanoidem wielkości kota. Zupełnie łysym, z wielkim łebkiem, wyłupiastymi oczami i goluśkim ogonem. Paszczka jego była wypełniona igiełkowatymi ząbkami.

 

Na nic zdało się tłumaczenie autora hoaxa, że spreparował kosmitę z małpki, nasz Jaime dzielnie walczył o jego pozaziemski rodowód. Podobnie rozgłosił maluśkie ciałko czarnego humanoidka z owadzimi skrzydełkami jako zasuszony korpus prawdziwej wróżki. Zostało ono spreparowane z materiałów organicznych. Na prześwietleniach widać sztuczne złączki, no i jak ów dość ciężki ludzik miałby latać na skrzydełkach podobnych do tych ważki? Magia? Egzotyczna fizyka? Niepotrzebne – wystarczy bizarny wygląd zbieżny z obrazem baśniowego archetypu, dokładnie jak w przypadku syrenki z Fidżi i jej pobratymców. Wystarczy, by wierzyć.

Czego szukała "obca" istota na ranczu, że aż wpadła we wnyki, nie wiadomo. Może miałaby to być jakaś maskotka, która czmychnęła z UFO i skończyła marnie. Gorzej jednak skończyła jej chwilowa sława.

Na pociechę dla Ameryki Południowej wypada wspomnieć, że ciała z pustyni straszą też na innych kontynentach. W ostatnich latach jedno z nich zakradło się nawet do Roswell. Stało się tak za sprawą tajemniczych maili od „wtajemniczonego” zawierających bardzo rozpikselowane zdjęcia leżącego na jakimś blacie zapadniętego ciała z wielką głową. Po długotrwałych przepychankach z dysponentem (jak on sam utrzymywał) dowodu na przejęcie przez rząd amerykański ciała kosmity – rozbitka z Roswell, prawda, jak zawsze, wypłynęła na powierzchnię iluzji.

 

Nie przysłużył się jej jednak nasz drogi Jaime, który na pompatycznej konferencji prasowej w 2015 roku „błysnął” kolejnym” roswelliańskim ciałem jako wykrytym przez siebie „kosmitą”. W roli przybocznych dumnego odkrywcywystąpili naukowcy, dziś zaklinający się, że tzw. mumie z Nazca, to bankowo prawdziwa sprawa.

 

Wracając jednak do rozpikselowanego zdjęcia, to przedstawiało w istocie zaschnięte w pustynnym klimacie ciało małego chłopca – rdzennego Amerykanina z Kalifornii, a prezentowane było w muzeum. O jego pochodzeniu świadczyła… plakietka przy ekspozycji, odczytana przy poprawieniu rezolucji zdjęcia. Efektem odkrycia były bezprecedensowe publiczne przeprosiny ufologa, który obstawał przy teorii kosmicznej natury ciała. Tony Braglia zamieścił obszerny komentarz na temat tego „wprowadzenia w błąd”, które okazało się być bardziej niż przygotowanym oszustwem. Zwrócił się w nim przede wszystkim do społeczności rdzennych Amerykanów, których afera mogła szczególnie dotknąć.

 

Jest to wyjątkowa postawa badacza, który angażując swoją reputację w wątpliwą aferę, nie brnie w nią, mnożąc absurdalne wyjaśnienia dla niekorzystnych dla jego wizji badań naukowych. Jaime Maussan zdecydował się zamiast brnąć, wsiąść w rakietę i wystrzelić w głąb świata swoich nienaukowych twierdzeń.

Nieszczęsny chłopiec, wydobyty z piasków, w wyniku splotu wrażenia wywoływanego przez niewyraźne zdjęcie jego ciałka, dążności do napędzania sensacji i wiary w obcą obecność na Ziemi "stał się" kosmitą. Na jakiś czas.

Sensacja zalatująca stęchlizną

Gdy opadły płachty skrywające truposzy na transmitowanym na cały świat wysłuchaniu w parlamencie poważanego państwa, światu dosłownie opadły szczęki. Mimo że ciała wyglądały na pierwszy rzut oka „nierealistycznie” – bardziej jak posążki niż skamieniałe zwłoki, które zachowały przedśmiertne lub pośmiertnie ułożone pozy – szok nie pozwolił zbyt szybko tych szczęk pozbierać. Zwłaszcza że Jaime nie dał odetchnąć. Na oczach kamer od razu do dzieła ruszyli jego eksperci uzbrojeni w wykresy, tabelki, prześwietlenia, obrazowanie 3d, dane procentowe i wszystko to, co przeciętnemu widzowi wydaje się dostatecznie naukowe, by nawet na poziomie emocjonalnym zadać sobie pytanie: „a może coś w tym jest?”.

 

Bardzo mało, podejrzewam, osób w szeroko pojętym świecie cywilizacji Zachodu lub Azji zdawało sobie sprawę z tego, że podejrzane figury były już nieraz prezentowane jako rewelacyjne znalezisko. Pierwszy raz jednak stało się to przed – dosłownie – całym światem. Ale po kolei.

Trydaktyle to nic nowego. Przebadano je, jeśli nie na dziesiątą stronę to może na piątą. Dane będące wynikiem owych badań stają często w sprzeczności z wnioskami wyciąganymi przez orędowników apriorycznie przyjętych koncepcji na temat tych zagadkowych zabytków.

Nadchodzą trójpalce

Że trydaktyle (czyli trójpalczaste ciała, jest to bowiem ich najbardziej specyficzna cecha) mają dłuższą historię kontrowersji, można było się dowiedzieć już z pierwszej prezentacji im poświęconej, wypełnionej danymi i zdjęciami, z komentarzem dziennikarza, podobno eksperta od nich – Jois Mantilla. Wspomniał on między innymi o różnicy w ilości badań wykonanych na obiektach przez grono badaczy Jaimego Maussana w porównaniu do archeologów oprotestowujących klasyfikację znalezisk (co jest nieprawdą). Szokował też informacją, że ciał trydaktyli jest już 20. Nie odniósł się jednak do zdjęcia w prezentacji, na którym widniały cztery trójpalczaste figury o bardzo różnej wielkości i układzie ciała: od rozmiarów małpki po dorosłego człowieka. Wreszcie sam kompozytor trójpalczastej symfonii, Jaime Mausan, podziękował za sponsorowanie całego przedsięwzięcia medialnemu potentatowi Gaia, fundatorowi licznych wypraw do Peru i badań w – podobno – różnych instytutach.

 

Jakimi kanałami peruwiańskie zabytki, jak sam wspomniał, mające ponad 1000 lat – więc będące nie tylko dziedzictwem dzisiejszego Peru, ale i prekolumbijskich kultur i ich dzisiejszych spadkobierców – przysmyczył do Meksyku i wystawił na pokaz w siedzibie ciała ustawodawczego? Na ten temat się nie zająknął…

Mam ciała i nie zawaham się ich użyć. Ale czy warto? Czasami granicząca z obsesją chęć znalezienia dowodu potrafi wyrządzić niepowetowaną szkodę hipotezie, którą pragnie się udowodnić.

 

To dopiero początek przygód kosmicznych rozbitków porzuconych na pastwę „archeologów”. Ciąg dalszy wciąż bardzo niedługo 😉

Kategorie wpisów

Spis treści

tekst nagłówka 4

Scroll to Top