W kosmicznym kręgu kręgów na Ziemi – część I

W kosmicznym kręgu kręgów na Ziemi – część I

 

Recenzja książki Trela Damian, Gniazda UFO. Mistyka, nauka i symbolizm kręgów zbożowych, Wydawnictwo Czas Tajemnic 2018

Cześć I: Krąg Świata

Diaboły wyharcowujące w uprawach kręgi i inne znaki były bardziej szkodnikami niż istotami starającymi się skomunikować z ludźmi. "Oparcie w faktach" zresztą historii o nich jest wątpliwe. Niemniej nie ulega wątpliwości, że diabliki, elfy i UFOnauci coś kręcą...


Kręgi zbożowe, niezależnie czy pojedyncze, czy tworzące skomplikowane układy, mają istotnie zagadkową moc. Zdają się z jednej strony odpychać osoby zainteresowane ufoversum i poszerzonym kosmosem, a z drugiej niepostrzeżenie je przyciągać. Są osoby, które wsiąkły w kręgi od razu, jak autor publikacji Gniazda UFO Damian Trela. Są też umysły otwarte na różne możliwości, jednak nie mające do tego tematu dostatecznej cierpliwości jako do zawłaszczonego przez niepoważne wydawnictwa i badaczy.

Prawda (nie o kręgach, lecz o ich famie) jest jak zwykle gdzieś pośrodku i dla kręgowej nowicjuszki i nowicjusza książka Treli stanowi idealny przewodnik, prowadząc ich od zdarzenia do zdarzenia, od teorii do badań, nie pozwalając im dostać kręćka od mocno kołującego i gigantycznego materiału. Tak jest przynajmniej do pewnego momentu w publikacji, ale nie uprzedzajmy faktów.

Koła historii

Kształt okręgu lub koła ma bogatą warstwę znaczeniową od czasów plemiennych, a skojarzeniową pewnie już od świtu świadomości naszego gatunku. Zaś uprawy i pola od rewolucji neolitycznej i początku rolnictwa mogą mieć konotacje dobroczynne – zapewniające człowiekowi pożywienie i bezpieczeństwo, pewną dozę kontroli nad światem natury, ale i zależność od jego nieokiełznanej mocy. Nic dziwnego, że te dwie sfery splotły się w symbolu o dodatkowych treściach: obecności, tajemnicy, przekazie.

W czasach przednaukowych liczne folklory wyjaśniały niemniej liczne tajemniczo zjawiające się kręgi taką lub inną obecnością Innych: pozaświatowców wnikających do naszej sfery i krążących w niej w sobie wiadomych celach. Do tanecznych kręgów wróżek i do latających spodków – zresztą też okrągłych – wciągani byli przypadkowi ludzie przez różne elfy, nimfy i całą plejadę skrytych ras. W zbożu okręgi ciął diabeł lub inne duchy, w zależności od aktualnego światoobrazu; nie brakowało magicznych istot związanych z kręgami i je wykonujących.

Tańce w kółeczku

Ta wygodna opcja wyjaśniania powstawania kręgopodobnych anomalii interwencją różnych stworzeń została usunięta przez naukowe i empiryczne podejście do przyrody. Spowodowało to chwilową próżnię. Kręgi zdarzały się wciąż, wróżek zaś je wytańcowujących nie lza było wzywać na pomoc. Zaczęto zatem „mnożyć byty”: szukano wirów powietrznych lub innych zjawisk atmosferycznych i im pokrewnych, by je obwinić. Niedługo jednak trzeba było się wysilać nad kwadraturą koła. Z odsieczą nadeszły, a raczej nadleciały, nowe istoty wróżkopodobne, niemniej niż dawne zainteresowane kręgami. Szybko dodano dwa do dwóch i zanim się obejrzano, kręgi zmieniły się w „gniazda UFO”, na dobre zacieśniając mariaż nieba z ziemią. Nim jednak zrozumiano słabość behawioralnej koncepcji „gniazdowania” latających spodków, wydawało się, że mieliśmy tu całe stada buszujących w zbożu.

Skołowani przypadkami

Choć na trwałe zadomowiły się w sercu Imperium Brytyjskiego – na angielskie sielskie pola kręgi spodkowego pochodzenia przywędrowały z australijskiej kolonii. 19 stycznia 1966 roku, kiedy stronice gazet obfitowały w tajemnicze krążki przecinające niebo, jeden z nich – najklasyczniejszy w swym kształcie spodek zawisł w okolicach mieścinki Tully w tejże Australii, zdybany przez okolicznego rolnika. Gdy obserwowany z pewnego oddalenia po spodkowemu śmignął z pola widzenia, powodowany jakimś impulsem zuch z Antypodów zagłębił się w chaszcze otaczające małą lagunę, nad którą UFO wisiało. Nie zniknęło bowiem bez śladu, bo oto – o dziwy! – pierścień trzcin załamanych i charakterystycznie w kręgu ułożonych – dowód uficznej obecności i roboty przez następne dni rozsławiany przez prasę na cały świat.

 

Niedługo później, bo 1 września 1974 roku, kolejny rolnik w kolejnej brytyjskiej kolonii – Kanadzie znów natknął się na kręgowe intrygi, tym razem pięciu pozaziemskich (no bo jakich) spodków. Ich ofiarą tym razem padł rzepak. „Po żniwach”, pomyślał załamany, oglądając efekt wyrzutu powietrza z niewdzięcznych aparatów, który to – jak się okazało – sprawił pięć pięknych kół w jego uprawach.

O tego typu kosmicznym wandalizmie donosiła prasa od czasu do czasu. Nic jednak nie wskazywało na to, że incydenty zmienią się w serię skorelowaną z sezonami letnimi, której kolejne wyniki będą wyczekiwane rok w rok przez postaci przeróżnej maści w dawnym sercu wzmiankowanego niebyłego Imperium. Na początku lat 80. kręgi przybyły do Wielkiej Brytanii i tak szybko zadomowiły się w niej, jakby wróciły do siebie.


Brytania kołem się toczy

Początek boomu kręgowego w Zjednoczonym Królestwie wiąże się z badaniami meteorologa Terrence’a Meadena, których konkluzja wykluczała kolejne możliwe atmosferyczne wyjaśnienia tego fenomenu. Ich autor bowiem zaczął skłaniać się ku teorii, która, oderwawszy się od kręgowych realiów, żyje własnym życiem po dziś dzień: elektromagnetycznych wirów plazmy. Rychło dołączył do niego kolejny kręgo-ekspert Pat Delgado, którego uwagę zwróciły podejrzane związki lokalizacyjne kręgów z dawnymi kurhanami. Do tych dwóch dołączył niedługo Colin Andrews, dopełniając „trójkę ze zbożowych pół” – autorytetów rozwijającego się fenomenu – na których czekały dwie dekady wzlotów i upadków kręgowej epopei.

Mają broszury i krawaty, kule, strzeżcie się!

Pierwszą jej fazą, z którą musieli sobie jakoś poradzić, była swoista nadwyżka zainteresowania tak opinii publicznej, jak i (nomen omen) kręgów wojskowych, a nawet brytyjskiego dworu. Zostały ustalone pierwsze wyznaczniki cechujące anomalne znaki w zbożu, wśród których najważniejszy był brak uszkodzeń wyłożonych kłosów, lecz tajemnicze ich zgięcie bez zaburzenia wzrostu w pozycji poziomej. Ta charakterystyczna właściwość stanie się w kolejnych fazach głównym (choć niejedynym) wyznacznikiem znaków zbożowych powstałych w wyniku nieznanej aktywności, odróżniając je od tych będących dziełem tzw. kręgorców – kręgotwórców (cropmaker).

W Fazie I zaobserwowano inne ciekawe i powtarzalna anomalie związane ze znakami zbożowymi: obecność w ich bezpośredniej bliskości dźwięków nieznanego pochodzenia, momentalność ich powstawania unikająca wszelkich mechanicznych prób zarejestrowania, upodobanie sąsiedztwa budowli megalitycznych (w tym innego słynnego kręgu, tym razem kamiennego Stonehenge), a także umiejętność dowolnego skręcania wyłożonym zbożem, co ilustruje Trela schematem kręgu nazwanego swastyką ze względu na wielokrotną złożoność kierunków położonych w nim kłosów będących metodą twórczą tego dzieła, nie tylko środkiem do celu.

Fazę I można zakończyć symbolicznie odcięciem się od tematu czynników oficjalnych, wcześniej wydających się na niego otwartymi, czego wyrazem były dwie operacje łowów na kręgi zorganizowane z udziałem wojska.

O dwóch takich, co wykręcili numer z deską

Coś kręcą! Wystarczą skromne środki, by oszukać świat, nawet bez internetu. Przyłożenie dechą od zarania ludzkości sprawiało, że się kręciło w głowie...

Lata 90. otwarły Fazę II, rozwijając twórczość zbożową do poziomu skomplikowania wcześniej nie do uwierzenia. Już nie kręgi zdobiły pola, lecz całe ilustracje oparte na nich lub zupełnie fantazyjne, jak na przykład gigantyczne figury owadów – „insektogramy”. Figury oparte na geometrii i zaawansowanych twierdzeniach matematycznych zdawały się przechodzić ewolucję od skromnie do fantastycznie wręcz złożonych. Do anomalnego pakietu okołokręgowego dołączyły – na stałe – obserwacje tajemniczych kul światła przemykających nad nimi lub w pobliżu, zbliżając próby wyjaśnienia ich celu, jak i genezy do mistycyzmu oraz „gniazd UFO”.

Niespodziewanie jednak w krąg światła wparadowały humanoidalne istoty przyznające się do sztuki zbożowej – całkiem ziemskie do tego. Fazę II można symbolicznie zakończyć ujawnieniem się dwóch starszych panów ogłaszających się twórcami kręgów (kręgorcami), którym swoją biegłością i prędkością udało się oszukać świat. Swojscy Doug Bower i Dave Chorley tak skutecznie odpowiedzieli na społeczną potrzebę jakiegoś wyjaśnienia fenomenu, że w zasadzie po dziś dzień pozostają wyświechtaną, ale dyżurną odpowiedzią na pytania: jak? po co? Jak: deską ze sznurkiem. Po co: for fun. Mimo że mnożyły się fakty wykluczające przypisanie wszystkich zbożowych formacji tandemowi dziarskich dziadków (i rzeszy innych kręgorców, którzy wystrzelili z coming outami), znaleziono wygodnych winnych. Żadną jednak znaną ludzkości deską nie dawało się wyłożyć zboża bez uszkadzania go, a sam fenomen postanowił pokazać, na co go stać, podnosząc poprzeczkę.

A jednak się kręci

Podczas gdy media wałkowały temat kręgorców, na polach dosłownie cuda się działy. Latem 1994 roku zjawiły się pająki, skorpiony, mandale, układy planetarne. W 1996 roku jedna z najbardziej rozpoznawalnych formacji zbożowych wyłoniła się według zeznań osób będących wówczas w pobliżu momentalnie. Tzw. fraktal Zbiór Julii wywoływał kręćka nie tylko czasem (a raczej jego brakiem) powstania, ale swą złożonością i zawarciem w graficznej formie najbardziej zaawansowanej ziemskiej matematyki, o znajomość której nie sposób było podejrzewać atletycznych staruszków projektujących znaki zbożowe przy piwku w pubach. Zbiór Julii był zresztą forpocztą konstelacji znaków zbożowych, które nabrały cech trójwymiarowości, a których klejnotem koronnym stała się – tak samo po dziś dzień pamiętana i podziwiana – tzw. Potrójna Julia.

 

Prozaiczność zbożowych pranków została podważona osobliwymi wrażeniami kręgorców, którzy jakby nieśmiało zaczęli się przyznawać, że w ich buszowaniu po polach jest coś więcej. Zbożowa wena – jak wszystkich natchnionych artystów – pchała ich impulsem niecierpiącym oporu, by ciepłe wyrko zamienić na noc z deską w łapie. Gorzej jednak, że w i nad antropogenetycznymi formacjami zaczęli obserwować podobne paranormalne anomalie jak w i nad tymi o pochodzeniu nieludzkim.

Wrażenie zwrotu od znudzenia do zachwytu Fazy III brytyjskiej epopei zniweczyło pojawienie się filmiku rzekomo ukazującego, jak kulki światła wyczarowują kręgi w zbożu. Czyli jak każdy taki artefakt: wywoławszy sporo zamieszania, trafił wreszcie na pokaźny stos uficznych fałszywek. Poczucie obcowania z tajemniczym i wielowarstwowym fenomenem zostało zatracone przez właściwą nie tylko wróżkom skłonność do oszustwa i różnych kruszców (zwłaszcza tych związanych z ziemskimi walutami).

Odkręcanie i dokręcanie

Faza IV to koniec XX wieku i pierwsze lata obecnego. Wśród mnogości doniesień o coraz bardziej skomplikowanych polnych obrazach szczególnego znaczenia nabrał raport weterana badań fenomenu Colina Andrewsa. Nazwany Raportem 80/20 ze względu na smutny dla wielu entuzjastów wniosek, że tylko 20% dotychczasowych znaków było nieantropogenicznych. Trudno było tym wnioskom zaprzeczyć, wynikały z długotrwałego współdziałania z licznym grupami kręgorców.

 

Same niebywale wymagające formacje zbożowe potwierdzały podejrzenia, że kręgorcy są w stanie ubogacić pola dziełami, których nie powstydziłby się zbożowy Luwr czy Galeria Uffizich. Wyjątkowo pamiętne są te, nawiązujące do wiadomości dla kosmitów wysłanych na sondach w kosmiczną otchłań oraz zbijająca wówczas z tropu gigantyczna twarz Szarego Ufonauty trzymającego krąg z zapisanym kodem głupkowatym przekazem (zresztą nieodległym skądinąd od różnych ogólnikowych komunałów załogantów UFO nie tylko o szarym kolorze skóry, patrz: KARLA)

 

Zdumiewające wyczyny kręgorców ostatecznie przesunęły zainteresowanie zjawiskiem jako kolejną dziedziną ludzkiej sztuki. Fascynującej, rezonującej z zainteresowaniem kosmosem, symboliką, metafizyką i dawnymi kultami. Tymczasem nieskończenie mniej imponujące nieantropogenetyczne krążki przemykały (i po dziś dzień przemykają), nie szukając rozgłosu i uwagi.

Zawitały również do kraju nad Wisłą, szybko na gniazdo obierając sobie niewielki obszar, który jak nigdy w Polsce skupił na sobie ogólną uwagę, stając się jedynym w polskiej historii rodzimym epicentrum zjawisk paranormalnych. Takim naszym Ranczem Skinwalkera. Przez kilka lat przechodząc wzloty, upadki i odloty, fascynował i śmieszył zarazem, stanowiąc niezbity dowód na to, że Polacy nie gęsi i swe kręgi mają. Jako swoiste addendum Fazy IV błysnął oto epizod wylatowski.

Ciąg dalszy krążenia w zbożu już za tydzień

Leave a Comment

Scroll to Top